piątek, 30 marca 2012

Likwidacja lokat jednodniowych

Już wkrótce zlikwidowane zostaną lokaty jednodniowe. Jaki to może mieć wpływ na dochód pasywny i podróżowanie? Moim zdaniem marginalny. No ale od początku. Podatek od zysków odsetek, tak zwany podatek Belki został wprowadzony kilka lat temu. Aktualnie wynosi 19% czyli każda złotówka zysku opodatkowana jest 19 groszami podatku. Lokaty jednodniowe korzystały jednak z pewnej luki w przepisach - prawo skarbowe nakazywało do tej pory zaokrąglanie podatków. Jeśli odsetki były nie wyższe niż 2,5zł to podatek do zapłaty wynosił mniej niż 0,5zł więc był zaokrąglany w dół. Do 0zł. Jeśli naliczony podatek wyniósłby 0,5zł do 0,99zł - zostałby zaokrąglony do pełnej złotówki.

Źródło: suinternet.eu


I właśnie na tej dziurze w przepisach bazowało istnienie lokat jednodniowych. Najbardziej na tym rynku aktywne były banki z grupy Leszka Czarneckiego - Getin, Idea Bank czy Meritum Bank. Osobiście nie korzystałem intensywnie z tego typu produktów, chociaż faktycznie kilka razy zdarzyło mi się założyć małą lokatę jednodniową w mBanku (z wygody i tylko na kilka dni). Pomijając fakt, że podatki źle wpływają na rozwój gospodarczy kraju muszę przyznać, że w mojej ocenie ujednolicenie przepisów w tym przypadku jest dobre. Jeszcze lepsze byłoby zniesienie tego podatku ale nie jest ono możliwe obecnie ze względów budżetowych.

Ale do rzeczy: jaki jest wpływ zniesienia lokat jednodniowych na osoby zainteresowane geoarbitrażem? W mojej ocenie minimalny. By w miarę spokojnie żyć gdzieś za granicą potrzeba załóżmy 1 500zł na osobę, około 500$. W ciągu roku potrzebowalibyśmy więc 18 000zł. Kwota dosyć spora. Załóżmy teraz, że na lokacie jednodniowej otrzymujemy 6% w skali roku. To by oznaczało, że potrzebujemy 300 000zł na lokatach jednodniowych by móc w miarę spokojnie żyć. Pomijając inflację. I tu jest najważniejszy punkt. Jeśli uwzględnimy inflację na poziomie 4% - rentowność miesięczna wyniesie około 2%, czyli powinniśmy mieć na lokatach nie 300 000zł a trzy razy więcej, 900 000zł. I dopiero taka kwota zapewni nam odsetki wyższe od inflacji na poziomie 18 000zł.

Źródło: wyborcza.biz


Mając 900 000zł jesteśmy w stanie osiągnąć wyższą stopę zwrotu, choćby negocjując z bankami stopę oprocentowania naszej lokaty. Myślę, że bylibyśmy w stanie wynegocjować więcej, niż te 2% ponad inflację. Już przecież obligacje skarbowe dają odsetki na poziomie 2,5% powyżej inflacji (i od całości podatek). Ale nie ukrywajmy, dwa czy trzy procent ponad inflację w skali roku to marny wynik. Wyższe stopy zwrotu można uzyskać nawet w obecnej sytuacji rynkowej na wynajmie nieruchomości. Przykład:

9 kawalerek, po 100 000zł każda. Wynajmujemy je przez 10 miesięcy w roku po 600zł za miesiąc. Nawet, jeśli musimy zapłacić 20% z tej kwoty w formie remontów i kolejne 20% specjalistycznej firmie za zarządzanie, daje to 32 400zł przychodu brutto rocznie. W zależności od sposobu opodatkowania daje to kwotę i tak o wiele większą od zysków z lokat jednodniowych. Jeśli podatek wyniesie 19% od przychodów pomniejszonych o koszty - da to kwotę o blisko połowę wyższą niż przy odsetkach. A możliwości inwestowania jest o wiele więcej, nie są to tylko nieruchomości i lokaty. Sposobów na inwestowanie jest mnóstwo i zależy tylko od naszego poziomu akceptowania ryzyka - jaki wybierzemy. Dlatego dla ludzi inwestujących a nie odkładających pieniądze likwidacja lokat jednodniowych nie będzie wiązała się z nastaniem smutnych czasów.

środa, 28 marca 2012

Ceny w Mołdawii

Pisałem już o tym, że Mołdawia jest podobno najtańszym krajem w Europie. Pisałem również bardzo niedawno o tym, że wiozłem autostopem chłopaka zamierzającego odwiedzić w ten sam sposób Mołdawię w tym roku. Postanowiłem więc sprawdzić na różnych stronach internetowych jak wyglądają ceny tym kraju. Osobiście jeszcze w Mołdawii nie byłem, więc podane przeze mnie ceny są jedynie relacjami z tego, co wyczytałem na kilku-kilkunastu stronach, nie mniej powinny zarówno wam jak i mi dać obraz tego, czego można by się spodziewać podróżując do Mołdawii.

Na początek krótka informacja o kraju. Mołdawia to kraj o powierzchni równej mniej więcej 1/9 powierzchni Polski. Mieszka tam około 4,3mln ludzi. Graniczy ona z Ukrainą i Rumunią i część obywateli chciałaby połączenia kraju właśnie z Rumunią. Produkt krajowy brutto per capita wynosi tam około 2500$ (dane za 2008 rok) wobec ponad 13 000$ w naszym kraju (w 2011 roku). Widać więc wyraźną różnicę w PKB na mieszkańca. Polska jest ponad sześciokrotnie bogatsza uwzględniając jedynie ten wskaźnik. Więcej bardziej szczegółowych informacji można znaleźć chociażby w Wikipedii. Jeden Lej mołdawski to około 27 groszy.

Źródło: globtroter.pl

Przechodząc do cen, poniżej znajdują się znalezione przeze mnie informacje:*
Chleb - ceny od 0,20 € / bochenek (od ok 0,9zł w górę)
Mięso - 1 kg od 4 € (od około 17zł w górę)
Jajka 12szt - 4zł
Mleko - od 0,30 € (od 1,3zł)
Piwo - ceny od 0,50 € (od 2zł w górę)
Wino - od 1,5 € / 0,75 l (od 6,5zł za butelkę)
Wódka -od 1,5 € / 1l (od 6,5zł za 1l wódki!!!)
Ciastko tortowe -7,99-9,83 MD (około 2zł)
Bułka-3,85 MD (około 1zł)
Bułka zapiekana - 4,15 MD (około 1,1zł)
Herbata - 28,25 MD (około 7,5zł)
Piwo "Baltica" o,5l=14,10 MD (4zł)
Woda mineralna duża-8,15MD (2,2zł)
Papierosy-8 MD (2,2zł!!!)

Źródło: vinisfera.pl

W restauracji zapłacimy:
Obiad o restauracji 8-12 € (podobnie jak za obiad w naszym kraju, około 40zł)
Bakłażany faszerowane - ok 68 MD / kg (około 18zl/kg)
Cukinia faszerowana - jak wyżej
Wino Cohar -34 MD (około 9zł)
Pierogi - 20MD-40MD (5,4-10,8zł)
Frytki, ziemniaki - 12-25MD (3,2-6,5zł)
Pizza - od 1,7 € (od około 7zł)
Zupa-15-35MD (4-9,5zł)
Piwo-15-25MD (4-6,5zł)
Kawa-15-30MD (4-8zł)
Coca cola-8-12MD (2-3zł)
Kompot - 25MD (6,5zł)

Najbardziej rzucają się w oczy oczywiście ceny alkoholu - litr wódki za 6,5 złotego - czy papierosów - 4 złote za paczkę Marlboro. Ceny tych produktów są więc niesamowicie niskie jak na nasze warunki - wszystko w związku z brakiem wysokich podatków i akcyz nakładanych przez państwo. Jednak biorąc pod uwagę pozostałe ceny - kraj ten faktycznie wydaje się tańszy niż w Polsce. Różnice nie są kolosalne, jednak podejrzewam, że wprawionemu podróżnikowi znalezienie niższych cen tych samych produktów na miejscu nie nastręczałoby wielkich problemów. No a uwzględniając to, że średnia pensja (brutto) wynosi w Mołdawii około 250 dolarów miesięcznie a w naszym kraju jakieś 1250 dolarów - to z naszymi zarobkami mieszkaniem na miejscu można by całkiem nieźle podnieść swój poziom życia. Z taką średnią pensją Mołdawia jest więc najbiedniejszym krajem w Europie i jednym z najbiedniejszych na całym świecie. W końcu utrzymanie się za 8 dolarów dziennie byłoby u nas raczej ciężkie do wykonania. 30 złotych dziennie (i to brutto!) a z tego jeszcze trzeba pokryć koszty mieszkania, opłat z nim związanych i wszystkiego innego. Dopiero później można by myśleć o jedzeniu.

Faktycznie, kraj jest bardzo biedny i różnice dla kogoś z naszego kraju powinny być bardzo zauważalne. Nic, tylko planować wyjazd i ruszać na zwiedzanie Mołdawii.

Interesują Cię w innych krajach? Sprawdź te strony!
Ceny w Czechach
Ceny w Tajlandii


*Pisząc o cenach opierałem się głównie na voyageforum.pl i numbeo.com

poniedziałek, 26 marca 2012

Tanie mieszkanie. Dosłownie.

Dopiero pisałem o tanim nocowaniu w kraju i tanim nocowaniu za granicą. Dziś jeszcze pociągnę ten temat i zajmę się tanim mieszkaniem. Tanim mieszkaniem w sensie dosłownym - chodzi o fizyczne posiadanie taniego mieszkania. Co więcej, dziś będzie o małych mieszkaniach. Mam nadzieję, że ciekawie. Musze przyznać, że pisanie dzisiejszego posta sprawiło mi niesamowicie dużą zabawę.

Tanie mieszkanie to mieszkanie niedrogie w utrzymaniu i mało kosztowne w zakupie. Bardzo ciekawie postąpił mieszkający we Wrocławiu Szymon Hanczar - w byłym zakładzie rzemieślniczym, na powierzchni 13 metrów kwadratowych stworzył całe, funkcjonalne mieszkanie. Na antresoli znajduje się łóżko dwuosobowe, spokojnie wejdzie też i trzecia osoba. Na dole "duży" - jak na warunki tego mieszkania - salon, aneks kuchenny i łazienka. Nawet znalazło się miejsce na pralkę. Co prawda w szafie - ale jest.W mieszkaniu podobno została nawet zorganizowana impreza - dla 16 osób!

Co ciekawe, podobny pomysł kiedyś znalazłem w połączeniu z technologią klocków lego. Lego-style apartment to mieszkanie w Barcelonie, gdzie na dwudziestu dwóch metrach kwadratowych zmieściło się to samo, co na wrocławskich trzynastu. No, tylko wystrój nieco inny. Wychodzi na to, że  na małej powierzchni można całkiem przyzwoicie przygotować małe mieszkanie. Poniższy film pokazuje dokładnie, w jaki sposób żyje się w tak małym mieszkaniu i ile frajdy (na początku) i pewnie nerwów (po jakimś czasie) może powodować własny mały kącik:


Pomysł małych mieszkań dla studentów podchwyciła firma z Wrocławia. W dawnym hotelu asystenta ma zostać stworzone 170 mieszkań o powierzchni kilkunastu metrów. Więcej informacji znajdziecie tu. Sam pomysł w mojej ocenie jest genialny. Koszt takiego mieszkania to mniej niż 100 000zł, czynsz z opłatami to pewnie około 100zł miesięcznie. Jeśli miałbym tylko na kilka miesięcy przyjechać do Wrocławia - chętnie bym z czegoś takiego skorzystał. Podobnie, w przypadku osób bardzo zapracowanych lub spędzających w takim mieszkaniu tylko kilka dni w miesiącu. Okazuje się to tańszym rozwiązaniem niż hotel czy nawet hostel - kosztujący we Wrocławiu jak pisałem ostatnio około 70 złotych za noc. Załóżmy, że wynajem takiego mieszkanka to 500zł za miesiąc + 100zł za opłaty. Przy parze mieszkającej w takim mieszkaniu tylko w weekendy (2 noclegi) koszt dobowy wychodzi 37,5zł. Na pewno taniej niż w hostelu. Sam zakup takiego mieszkanka i wynajmowanie go na doby po 70zł mogłoby być zyskowne już przy obłożeniu powyżej 30% dni w miesiącu. Wyśmienity pomysł w mojej ocenie.

Zupełnie innym przykładem, lecz nie mniej ciekawym jest Single Hauz. Jest to co prawda jedynie pomysł koncepcyjny, ale podobno pojawiają się już pierwsze budowy. No ale do rzeczy. Sam domek wygląda tak:

Źródło: Front Architects


Fajny domek, prawda? No i przypomina billboard, których pełno przy naszych drogach. i właśnie na nich wzorowali się twórcy. W środku jest 50 metrów kwadratowych, a sam domek można zbudować wszędzie. Na wodzie, w górach, na łące czy w środku miasta. Wizualizacje stworzone przez pracownię obejmują wiele szalonych lokalizacji. Nie mniej pomysł również jest niesamowicie ciekawy - postawienie takiego domku na środku jeziora dawałoby niesamowite odczucia każdego poranka.

Dzisiejszy post nie był bezpośrednio związany z tematem geoarbitrażu. Chociaż gdyby się głębiej zastanowić - nie wiem czy nie byłoby logicznym zaproponowanie takich rozwiązań w Warszawie. Kawalerka za 100 000zł lub 600zł miesięcznie w Warszawie byłaby pewnie ciekawym rozwiązaniem dla wielu studentów czy osób pracujących w stolicy a mieszkających poza nią. Wtedy 4 noclegi w małym mieszkanku w centrum Warszawy i 3 w podmiejskim domu z wielkim ogrodem. No albo malutka kawalerka jako mieszkanie zapasowe dla pracownika dużej korporacji, nie mającego dużo czasu na powrót do domu podczas ważnych negocjacji z klientami. Możliwości jest wiele, w wszystkie pomysły jak dla mnie łączy jedno: są genialne jako tymczasowe rozwiązanie. Łatwiej przecież i często wygodniej byłoby wynająć takie mieszkanko zamiast pokoju w mieszkaniu studenckim.

Polecam obserwowanie tego trendu, bo wydaje się coraz silniejszy i coraz ciekawszy. W końcu nawet deweloperzy starają się upchnąć coraz więcej pokoi w malutkich mieszkankach.

sobota, 24 marca 2012

Sezon autostopowy czas zacząć!

Wczoraj jechałem służbowo samochodem z Warszawy do jednej z miejscowości w województwie łódzkim. Po drodze, widząc uniesiony w górę kciuk zjechałem i zabrałem autostopowicza. Jak się okazało, tego samego dnia wieczorem rozpoczynał się ogólnopolski zjazd autostopowiczów w Rybniku. No i jakże by inaczej podróżować na takie spotkanie niż autostopem? Cała impreza oficjalnie nazywa się: "Autostop - początek sezonu autostopowego Rybnik 2012" i więcej informacji można znaleźć chociażby tu. A poniżej znajduje się plakat reklamujący całą imprezę:


Jak informują organizatorzy, obowiązkowe oprzyrządowanie to "duże ilości alkoholu, jedzenie i uśmiechu.:) [ewentualnie jeszcze karimatę, śpiwór i kasę]" więc impreza może być ciekawa. Jeśli ktoś ma jeszcze trochę czasu by wyruszyć na spotkanie do Rybnika - prawdopodobnie warto skorzystać i spędzić kilka zimnych marcowych nocy integrując się z innymi osobami lubiącymi trzymać palec w górze.

Jak się okazało mój pasażer podróżuje tak często autostopem, jak się tylko da. Zwiedził już Czechy, Słowację, Serbię, Chorwację czy Bośnię i Hercegowinę. Ale co mnie zaciekawiło to to, że jeszcze w tym roku wybiera się do Gruzji, Mołdawii i innych miejsc - życie autostopowicza będzie kwitło więc po całości. Jeżdżąc samochodem zabierajcie więc autostopowiczów - bo nas, kierowców to nic nie kosztuje, a osobom podróżującym bardzo uprzyjemnia życie. Pisałem już kiedyś post "Białoruś - raj na ziemi?" gdzie też opisywałem przygody autostopowicza. Warto zatrzymać się i podwieźć chociaż kawałek. O samym autostopie pewnie jeszcze kiedyś napisze więcej, nie mniej na prawie koniec dzisiejszego posta jeszcze piosenka znana chyba przez wszystkich podróżujących z plecakiem i mapą w ręku:


A już na sam koniec kilka szybkich rad:
- najlepiej nie podróżować po zmroku - po ciemku trudniej złapać stopa
- kciuk podnoś w górę w miejscu, gdzie kierowca może cię odpowiednio wcześniej zauważyć i ma gdzie zatrzymać samochód
- nie wyglądaj jak fleja - łatwiej znaleźć stopa wyglądając lepiej
- najgorzej łapie się stopa we dwóch, najłatwiej dziewczynom lub parze
- wskazane jest posiadanie kartki z nazwą miejscowości lub kierunkiem w którym zmierzasz
- uśmiechaj się!

czwartek, 22 marca 2012

Tanie nocowanie w kraju

Niedawno opisałem jak zdarzyło mi się w miarę tanio spać w kilku ciekawych miejscach poza granicami kraju. Dziś pora na kilka miejsc w których spałem w Polsce. Co ciekawe, w mojej ocenie warunki noclegowe w kraju są lepsze, ale droższe niż za granicą. Piszę tutaj oczywiście pomijając kraje rozwinięte, jak cała Europa Zachodnia. Albo noclegi są gorsze, ale równie tanie.

Dopiero co nocowałem w Hostelu Avantgarde we Wrocławiu. Muszę przyznać, że w mojej opinii właścicielka hostelu mogłaby się nieco bardziej postarać. Co prawda za nocleg w środku tygodnia zapłaciłem 70 złotych, więc i mało i dużo jednocześnie, ale lokalizacja jest super. 10 minut piechotą od rynku. Dużym minusem jest okolica - po zmroku widać pełno grupek w ortalionowych strojach. Następny minus za bardzo mały parking - jeśli ktoś dojeżdża komunikacją publiczną to jest ok, ale dojazd samochodem może być już problemem. Wtedy należy doliczyć 20zł za parking. Warunki w środku hostelu tez nie są rewelacyjne. Jest czysto, ale przynajmniej w pokoju gdzie spałem hostel nie wygląda nowocześnie. Raczej coś jak pokoje dla pracowników. Meble wybrane losowo i w połowie z IKEA, ściany miejscami brudne a na podłodze wykładzina. Spanie jak spanie - w miarę dobre, ale pozostaje niesmak, że za tą cenę można by znaleźć coś lepszego. Innych wrocławskich hosteli nie znam, więc trudno mi porównać sytuację na rynku w tym mieście. Trzeba będzie sprawdzić. Poniżej dwa zdjęcia pokazujące pokój:




Kolejny nocleg który opiszę to już jazda po kosztach całkowicie. Pokoje pracownicze w Katowicach. Cena? Połowę tego co wyżej. 35 złotych od osoby za nocleg w pokoju czteroosobowym. Było nas trzech, pokój był cały dla nas oczywiście. Łazienki na korytarzu. Trochę przepłaciliśmy za dobę, bo gdybyśmy spędzali tam ponad 10 dni cena spadłaby do 20zł za dobę! Więcej informacji można znaleźć chociażby tu. Cena dużo niższa niż we Wrocławiu a jakość już nie tak wiele niższa. Jeśli chcesz zwiedzić Katowice niskim kosztem to można tam przenocować. Oczywiście szału nie ma, ale jest tanio. W miarę sporo miejsc parkingowych pod budynkiem i tramwaje jeżdżące bardzo blisko. Co ciekawe, w okolicy jest też bardzo dobra restauracja z podobno jedyną na śląsku salą myśliwską. Stosunek cena do jakości - całkiem niezły.

No, i żeby było coś przyjemniejszego - na koniec Kazimierz Dolny nad Wisłą. Mała Warszawa w każdy letni weekend. W Kazimierzu Dolnym noclegi możemy znaleźć na każdym rogu prawie każdej ulicy. Koszty ogólnie mówiąc to od 25 złotych w górę, trudno powiedzieć, gdzie ta granica się kończy. Ale na pewno będzie to kilkaset złotych za noc. Za trochę ponad dwieście złotych wynająć można pokój, a właściwie kawalerkę w apartamentach Pod Aniołem. Warunki są super. Pokój który wynajmowaliśmy był dwuosobowy, z balkonem i łazienką w środku. Aneks kuchenny w pełni wyposażony. W sumie - małe mieszkanie. Spokojnie można by się tam wprowadzić i spędzić sporo czasu. Koszt to trochę ponad 100 złotych za osobę za dobę - a warunki na prawdę bardzo dobre. Oczywiście w pokoju duży telewizor LCD z telewizją cyfrową i wieża hi-fi. Na prawdę warto. Widać, że do przygotowania tego pokoju był zatrudniony profesjonalny dekorator - wszystko do siebie pasuje i pięknie wygląda. Poniżej zdjęcie jednego z pokoi (niestety nie znalazłem tego, w którym nocowałem):

Źródło: e-turysta.pl

Rozrzut w cenach jest więc spory i wszystko zależy od tego ile chcemy wydać. Jeśli nasz budżet jest niewysoki lub pieniądze przeznaczone na wyjazd chcemy wydać w inny sposób - można szukać najtańszych hosteli czy nawet miejsc w pokojach pracowniczych. Geoarbitraż to jednak nie tylko obniżanie kosztów życia. To także podnoszenie standardu - dlatego przy wyższym budżecie warto szukać bardzo komfortowych warunków - i obiema rękami mógłbym w takim wypadku polecić apartamenty w Kazimierzu Dolnym, o których napisałem powyżej.

wtorek, 20 marca 2012

Dlaczego czasem opłaca kupić się więcej?

Nasze codzienne życie opiera się na dokonywaniu wyborów. Zwłaszcza, jeśli chodzi o konieczność wyjścia na zakupy. Często promocje w sklepach nie są faktycznymi promocjami. Między innymi dlatego prawo w naszym kraju nakazuje podawanie ceny również w przeliczeniu na litr czy kilogram. Dziś będąc w sklepie zainteresowało mnie to, jak te ceny wpływają na nasze wydatki - zwłaszcza w przypadku dóbr które nie psują się szybko i mogą być przechowywane przez jakiś czas. Mój wybór padł na Coca Colę Zero - jest kilka opakowań, każde w innej cenie i będzie to bardzo dobry przykład kształtowania ceny przez wielkie firmy.

Jako informację na temat cen wykorzystam dwa źródła: pierwsze, to sklep internetowy a.pl w którym dostępnych jest 5 różnych opakowań tego produktu oraz sklep osiedlowy - w którym dostępne są dwa kolejne, z cenami sugerowanymi na opakowaniu. Produkty dostępne są w następujących formatach:

Puszka 0,33l (sklep internetowy) - cena 2,09zł - 6,33zł za litr
Butelka 0,5l (sklep internetowy) - cena 2,99zł - 5,98zł za litr
Butelka 1l (sklep internetowy) - cena 3,99zł - 3,99zł za litr
Butelka 1,5l (sklep osiedlowy) - cena 4,79zł - 3,19zł za litr
Butelka 2l (sklep internetowy) - cena 5,49zł - 2,75zł za litr
Butelka 2,5l (sklep osiedlowy) - cena 5,99zł - 2,40zł za litr
2x Butelka 4l (sklep internetowy) - cena 10,99zł - 2,75zł za litr

No i faktycznie - największe opakowanie wiąże się z najniższą ceną. Ale zobaczmy jeszcze coś ciekawszego: kupno butelki 2,5l zamiast 2l to dodatkowy koszt 0,50zł a więc koszt dodatkowego litra wynosi tylko 1zł. Zakup butelki 2l zamiast 1,5l to dodatkowy koszt 0,70zł więc dodatkowy litr kosztuje 1,40zł. Przejście z 1l na 1,5l to dodatkowy koszt 0,80zł więc dodatkowy litr kosztuje 1,60zł. No i przejście z butelki 0,5l na 1l to dodatkowy koszt 1zł więc dodatkowy litr kosztuje 2zł. Każde zwiększenie zakupu powoduje w tym przypadku, że płacimy mniej za jednostkę towaru. Najkorzystniejsze jest przejście z butelki 2l na 2,5l bo każdy dodatkowy litr (w przeliczeniu) kosztuje tylko złotówkę.

Źródło: bocian.co.uk


Dlaczego więc koncern nie sprzedaje tego produktu w opakowaniach różnej wielkości, ale po różnych cenach? W przypadku dóbr szybko zbywalnych (FMCG, fast moving consumer goods) często dokonujemy zakupów pod wpływem chwili i chcemy zaspokoić swoją aktualną potrzebę natychmiastowo. Dlatego właśnie kupujemy puszkę napoju - możemy ją wypić od razu i zaspokoić bardzo szybko pragnienie. Koszt ma mniejsze znaczenie i w efekcie płacimy dużo.

Innym elementem układanki jest to, że jeśli nawet weźmiemy pod uwagę cenę najtańszego litra - złotówkę - trzeba sprawdzić, co wchodzi w ten koszt. Oczywiście swoją marżę ma sklep. Do tego hurtownia, transport, pracownicy sklepu, pracownicy dostawcy, koszty fabryki gdzie z koncentratu i wody pracownicy wytwarzają napój lejąc go do butelek. I mnóstwo innych osób i przedsiębiorstw które pracowały po to, by wytworzyć plastik z którego zrobiona jest nakrętka, materiały i farby z których jest zrobiona etykieta czy w końcu tajemniczy skład koncentratu. Można więc powiedzieć, że do stworzenia jednej butelki napoju przyczyniło się kilka tysięcy osób na całym świecie. Milton Friedman opisał dokładnie ten tok myślenia w przypadku zwykłego ołówka:

 
No ale wracając do sedna problemu: czy opłaca się kupić więcej? Jak wskazuje powyższy przykład - czasem się opłaca. Firmy stosują różne metody różnicowania cen - w podanym przykładzie ostatnie pół litra napoju kosztowało 0,50zł a pojedyncza butelka o tej samej pojemności kosztuje 2,99zł. Warto się więc zastanowić nad cenami. Oczywiście trudno jest pić z butelki 2,5 litrowej podczas prowadzenia samochodu na autostradzie, ale w przypadku przygotowywania drinków na spotkaniu w domu jest to rozwiązanie najtańsze.

Jak już powiedziałem - wszystko zależy od ceny. Nie raz spotkałem się z promocją w stylu: kup dwa majonezy za 10,99zł, podczas gdy obok, dwa pojedyncze opakowania kosztują na przykład po 4,99zł za opakowanie. Kupując większą ilość, i to w promocji, musimy dołożyć do interesu. Tak jak na poniższym zdjęciu:

Źródło: wrzuta.pl
Powyższy przykład idealnie pokazuje, że czasem opłaca się kupować a czasem nie. Wprowadzenie promocji spowodowało podniesienie ceny puszki piwa o około 0,08zł. Przy większych zakupach proponuję więc zwrócenie uwagi na ceny w różnych sklepach, nie należy też jednak przesadzać i zawsze kupować tylko worki mąki i cukru po 50 kilogramów. Chodzi o to, by kupić taniej to, co i tak zużywamy w codziennym życiu. Koszty te i tak już ponosimy co miesiąc. Nie warto jednak kupować produktów których możemy nie zużyć - wtedy zepsują się i po prostu zapłacimy więcej wyrzucając niewykorzystaną część do śmieci. Tylko na ten temat można by napisać książkę - jednak wystarczy rozważnie robić zakupy by uniknąć zbędnych kosztów. Podejrzewam, że ten temat i tak kiedyś do nas wróci.

sobota, 17 marca 2012

Tanie nocowanie

Tanie spanie. Jeden z najważniejszych punktów wyjazdów zagranicznych - ale także i krajowych. Wbrew pozorom dziś nie będzie o bezpłatnym nocowaniu u znajomych czy nieznajomych, lecz o hostelach i tanich, ale płatnych noclegach. Spanie w warunkach bezpłatnych nie zawsze jest możliwe, a zapłacenie za nocleg kilkudziesięciu złotych dla bezpieczeństwa i wygody jest często najrozsądniejszym rozwiązaniem.

Pierwszym tanim noclegiem będzie ten, o którym kiedyś pisałem w związku z Islandią. W małej miejscowości (no, jak na Islandię wcale nie takiej małej - około 300 mieszkańców) Reykjahlíð nad jeziorem Mývatn wynajmowaliśmy w 5 osób domek, około 80 metrów kwadratowych - jeśli nie więcej. W domku były trzy sypialnie, łazienka, wielki salon połączony z kuchnią - a tam wszystko: lodówka, zmywarka, telewizor, wieża hi-fi i cała reszta sprzętu agd i rtv. Za cały nocleg zapłaciliśmy między 150 a 200zł, około 35 złotych od osoby za noc - i to wszystko na Islandii! Niestety nie pamiętam w tym momencie dokładnego adresu czy nazwiska osoby od której wynajmowaliśmy domek, jednak ceny na tym poziomie poza sezonem są normalne. Niewiele więcej płaciliśmy za nocleg w domu w stylu "agroturystyki" - wychodząc z domku rano obskakiwały nas małe owieczki a 100 metrów dalej pasły się dzikie renifery. Wystarczy więc poszukać, a Islandia wcale nie okaże się taka droga.

Źródło: http://www.ismennt.is

Innym noclegiem, który dziś opiszę to nocleg we Lwowie. Na Ukrainie niestety warunki są jeszcze zupełnie inne niż w Polsce, ale można w miarę sensownie przenocować. Dosłownie kilka minut piechotą od głównego placu we Lwowie znajduje się Hostel Kosmonaut. Obecnie hostel ten przechodzi remont, ale po zimowej przerwie działanie ma być wznowione. W pokoju kilkunastoosobowym (było nas dwóch + jeszcze jeden gość w tym pokoju) nocleg w całkiem przyzwoitych warunkach kosztował 2 lata temu niecałe 10 euro, dziś jest nieco drożej. Dostępne dla klientów hostelu są kawa, herbata, a możliwe, że dają nawet i śniadanie - zaspaliśmy więc trudno powiedzieć. Jeśli nocleg ma być w hostelu - ten został przeze mnie sprawdzony i mogę polecić. Mówią po angielsku, po naszemu też próbują. No i wyjaśnią co, gdzie, jak i dlaczego. Koszt noclegu jest oczywiście wyższy, niż w kwaterach prywatnych. Pamiętam, jak kiedyś nocowałem we Lwowie w mieszkaniu emerytowanego nauczyciela fizyki i matematyki, pół godziny drogi piechotą od centrum. Nocleg kosztował 7 czy 8 złotych, ale śpiwór trzeba było mieć własny. No i warunki nie były rewelacyjne, ale opowieści osoby goszczącej - super.

Źródło: http://www.joaoleitao.com

No i jeszcze Budapeszt - wbrew pozorom łatwo znaleźć tam tani nocleg. Osobiście byłem tam tylko raz, na kilkanaście godzin, z czego połowę spędziliśmy śpiąc. Jechaliśmy akurat samochodem, był już późny wieczór i zajechaliśmy do pierwszego napotkanego hotelu. Przy głównej drodze, szybki dojazd do centrum. Nocleg za 3 osoby z łazienką w pokoju kosztował nas około 43 euro - wcale nie tak drogo, ale w Budapeszcie można znaleźć noclegi co najmniej o połowę tańsze. Oczywiście w hostelach. Warunki były całkiem przyzwoite - no i łazienka dostępna w pokoju, zamiast na korytarzu (jak we Lwowie) chociaż też dzielona ze współspaczami z pokoju (jak w przypadku Islandii).

Im dalej na południe tym noclegi tańsze. W całej Serbii przy autostradzie widać tablice z ogłoszeniami o noclegach za 10 euro, w Macedonii też bez problemów w tej cenie można się przespać. Można więc uznać, że w większości krajów rozwijających się lub próbujących, 10 euro jest stawką wystarczającą do przenocowania. Oczywiście koszt w Norwegii może okazać się o wiele większy, jednak przykład Islandii daje szansę na znalezienie czegoś tańszego. Słyszałem na przykład o hostelu w Edynburgu, w którym za 2h pomocy przy sprzątaniu masz nocleg za darmo. Warto więc przed wyjazdem poświęcić kilka minut i znaleźć tani i dobry nocleg.


sobota, 10 marca 2012

Samochód czy taksówka

Często na blogach o tematyce finansowej poruszane są tematy kosztów utrzymania. Czasem zdarza się nawet, że ktoś napisze o kosztach samochodu - przydałoby się to i przy podejmowaniu decyzji o geoarbitrażu. Na początku, należy powiedzieć, że dalsza część nie uwzględnia sytuacji, kiedy samochód jest nam konieczny do pracy, z jakichś przyczyn (np. zdrowotnych) musimy korzystać z samochodu lub mamy małe dzieci i posiadanie samochodu jest po prostu konieczne.

Koszty ponoszone na samochód są zdecydowanie wyższe, niż przeciętnie się uważa. W badaniach GUSu to właśnie wydatki na auto okazują się przez ankietowanych niedoszacowane. W końcu koszt samochodu to nie tylko koszt paliwa. Dochodzą do tego rzeczy takie jak ubezpieczenie, koszty napraw, koszty parkowania, koszty czyszczenia samochodu, opłaty za płyny takie jak olej silnikowy czy płyn do chłodnic i inne. Często są one pomijane przy planach zakupu, jednak należy uznać, że koszty średnio miesięcznie z tego tytułu wynoszą 500zł. To jest koszt stały, który wypada założyć jako minimalny. Drugą sprawą jest koszt utraconych odsetek - inwestując pieniądze przeznaczone na samochód moglibyśmy uzyskać dodatkowe przychody. Załóżmy, że wartość samochodu to 15 000zł - przy 6% netto wychodzi 900zł rocznie, 75zł miesięcznie. Tylko to, że mamy samochód - kosztuje nas więc przy tych założeniach 575zł miesięcznie. Do tego oczywiście amortyzacja - która jest olbrzymim wydatkiem.



Źródło: ukraine2012.gov.ua

Do tego oczywiście dochodzą koszty paliwa. W zależności od paliwa, czy to LPG, benzyna czy olej napędowy. Jakkolwiek by nie liczyć, najtańszy przejazd 100km to około 20zł przy spalaniu 7l gazu na 100km. Wyższe spalanie prowadzi do wyższych kosztów, tak samo jak korzystanie z innych paliw - często wychodzi droższe w przeliczeniu na 100km. Jeśli więc jeździmy 500km miesięcznie - kosztuje nas to około 675zł, 1,35zł za każdy kilometr który przejechaliśmy. 16,66km średnio dziennie. A często zdarza się, że trasa do pracy jest o wiele krótsza, do sklepu jeździ się kilka razy w miesiącu i przebieg jest o wiele niższy.

Patrząc na koszty taksówek w niektórych miastach - wynoszą one czasem mniej niż 1,35zł za kilometr (zwłaszcza "przewóz osób"). Nawet jeśli więcej, ale my jeździmy mniej - i tak opłaca się zrezygnować z samochodu. Jeśli jeździmy tylko 100km miesięcznie samochodem - wyjdzie nas to przy powyższych założeniach około 6zł za kilometr - o wiele więcej niż w taksówce. Do tego oczywiście dochodzi transport miejski - z którego tez korzystać możemy co jeszcze obniży koszty. Jednorazowo - wydajemy więcej (pojedyncza transakcja np. na 30zł za taksówkę) ale w sumie wychodzi nas taniej - przy konieczności naprawy samochodu za 2000zł kieszeń opróżnia się o wiele, wiele mocniej. No i odpada konieczność skrobania szyb w zimowy poranek.

Ciekawy wpis na ten temat umieścił na swoim blogu Jacek Kramarz. Polecam, by zainteresowani tematem przeczytali artykuł pod tytułem: kiedy warto kupić własny samochód.

czwartek, 8 marca 2012

Cena życia w Warszawie

To, że wszyscy mówią, że w Warszawie jest drogo to prawda. Przez 4 lata mieszkałem w Warszawie i przywykłem wtedy do tamtejszych cen. Obecnie od ponad 2 lat nie mieszkam w stolicy, ale ze względów zawodowych bardzo często tu bywam. I zdecydowanie zauważam, że to do czego kiedyś byłem przyzwyczajony - teraz zaczyna mi przeszkadzać. Ceny w zwykłych sklepach są wysokie. Rzeczy podstawowe, jak mleko czy cokolwiek kupuje się na śniadanie są drogie zwłaszcza w miejscach, gdzie jest duże natężenie ruchu osób wracających z pracy. W centrum czy na Mokotowie - ceny są wysokie. Jeszcze w czasie gdy mieszkałem na Mokotowie - co jakiś czas robiliśmy duże zakupy w sklepie internetowym i wychodziło nas taniej niż w sklepie osiedlowym - no i jeszcze wszystko do domu przynieśli.


Źródło: oda.info.pl

Jeśli chodzi o restauracje - tu jest różnie. Są drogie restauracje, owszem. Przeciętnie ceny są wyższe niż w innych miastach w których bywam. Ale można spokojnie znaleźć restauracje o cenach "normalnych" - gdzie za obiad zapłacisz porównywalnie z innymi, mniejszymi miejscowościami - i dobrej jakości. Warto tu wspomnieć chociażby restaurację w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Bardzo zdziwiłem się zaś niedawno, kiedy zamawiałem danie z kebaba na wynos. Surówka, frytki no i oczywiście mięcho - koszt 26 złotych przy Alei Jana Pawła II. Dokładnie identyczny zestaw zamawiam czasem w Krakowie - koszt tam to 13 złotych. Czyli w Warszawie płacę 100% więcej! No niby racja - lokalizacja, ale niesmak pozostaje.

Dużym problemem w warszawskich sklepach i restauracjach - przynajmniej w mojej ocenie - jest duża polaryzacja w ich obciążeniu. Bardzo często zdarza się, że kolejki są tak duże, że wszystkiego się odechciewa. Zwłaszcza w klubach, pubach i restauracjach w okolicach weekendu, sklepach po południu czy spożywczakach w centrum w godzinach pracy. Innym zaś razem te same miejsca są tak puste, że strach wchodzić. Idealnie działa tutaj określenie godzin szczytu i dlatego wiele miejsc wprowadza "happy hours" by pozyskać klientów w innych godzinach.

Żródło: mojaszuflada.blox.pl

O cenach mieszkań w ogóle ciężko rozmawiać, o ile dla osób i rodzin od wielu lat pracujących i zarabiających w Warszawie ceny wydają się normalne, to w porównaniu z innymi miastami często powalają. Kawalerkę wynajmuje się często w stolicy za 1500zł + opłaty, w Łodzi w okolicach centrum można znaleźć oferty za 500 złotych. Nawet mam znajomych którzy w Krakowie, 10 minut od rynku wynajmują kawalerkę w cenie 500 zł + opłaty. Koszty zakupu mieszkań są w Warszawie blisko 2x wyższe niż w Łodzi czy Katowicach, kilkadziesiąt procent wyższe niż w innych miastach. To, że zarobki również są tu wyższe to fakt. Ale wizyta czy przeprowadzka do Warszawy może początkowo wywołać szok zwłaszcza dla osób z mniejszych miejscowości.

Koszty komunikacji miejskiej są również wysokie - bilet jednorazowy normalny kosztuje 3,60zł. Do tego koszty parkowania. Nie dziwne, że dużo korzystniejsze jest wykupienie biletu okresowego, ale przy jednorazowym przejeździe i za benzynę może wyjść mniej niż za bilet. Do tego po Warszawie jeździ niesamowicie dużo samochodów służbowych - zdecydowanie bardziej rzuca się to w oczy. Konkretne marki często się powtarzają, auta są klasy średniej lub wyższej i najczęściej z oznaczeniami firm albo przedsiębiorstw obsługujących floty.

Ze wszystkich powyższych względów następuje proces geoarbitrażu - o którym kiedyś już pisałem. Coraz częściej ludzie przeprowadzają się pod Warszawę lub gdzieś dalej - ale wzdłuż linii kolejowej. W ten sposób w cenie dwupokojowego mieszkania na Mokotowie mają 2-3 razy większy dom pod Warszawą, a czas dojazdu i tak zajmuje tyle samo. Tylko nie samochodem a kolejką miejską. Taki proces ma trwać i w najbliższych latach z Warszawy ma wyprowadzić się co najmniej ćwierć miliona osób. Myślę, że ich miejsca szybko jednak zostaną zastąpione przez młodych ludzi przyjeżdżających do Warszawy na studia czy w poszukiwaniu lepszej pracy. Warto obserwować co się dzieje z tym miastem, daje to bowiem bardzo ciekawy obraz zmian w naszej kulturze i gospodarce. No i przede wszystkim daje szansę na znalezienie kolejnych pomysłów jak żyć taniej i lepiej.

poniedziałek, 5 marca 2012

niedziela, 4 marca 2012

Cena gazu - tu jest prawdziwy arbitraż.

Dziś przykład arbitrażu cenowego. Jak już kiedyś pisałem - dość dużo jeżdżę służbowo samochodem po naszym pięknym kraju. No i czasem muszę zatankować samochód. Najczęściej tankuję gaz, do którego przystosowany jest używany przeze mnie samochód. Jako, że jeżdżę często i daleko to tankuję na stacjach markowych, by mieć pewność co do jakości paliwa. Ceny paliwa są bardzo różne i potrafią zmieniać się nawet kilka razy dziennie. Na początku przykład negatywny.


Źródło: Obrazky.pl

Często zdarza mi się pokonywać trasę Jędrzejów - Kraków. Na tej trasie na długim odcinku drogi znajdują się właściwie tylko dwie stacje. O ile się nie mylę jest to Shell i BP. Stacje te mają lokalizacje pozwalające na utrzymywanie wysokich cen, przez co takie ceny stosują. Cena litra gazu tam tankowanego od kilku miesięcy jest za to stała i utrzymuje się na niezmienionym poziomie promocyjnych 2,99zł. Załóżmy, że tankuję pełny bak paliwa na tej stacji - 32 litry. Wychodzi 95,68zł. Do kwoty tej jeszcze wrócę. Minusem jest też to, że jak poinformował mnie znajomy - w nocy nie można tam zatankować gazu bo nie ma komu. Mam nadzieję taka sytuacja już się zmieniła.

Drugi przykład to trasa Lublin - Kurów. Stacji jest sporo. Na początek - stacja Orlenu w Jastkowie. Pewnego pięknego dnia, w bodajże czwartek, cena litra gazu wynosiła 2,83zł. Dużo taniej niż na tych wymienionych wyżej. Jednak następnego dnia rano cena spadła do 2,79zł a tego samego dnia po południu - wynosiła już 2,69zł. W ciągu kilkunastu godzin spadek o kilkanaście groszy. No ale idźmy dalej. Na tej samej trasie funkcjonują trzy stacje z logo "Orlen paliwa". Gaz na tych stacjach nie różni się jakością od pozostałych. Cena? 2,59zł za litr. Naprawdę, teraz robi to różnicę. Zamiast 95,68zł za pełen zbiornik gazu do zapłaty mam 82,88zł. Prawie 13 złotych mniej. Kilkanaście procent różnicy między różnymi stacjami w Polsce to standard. Nawet na krótkich odcinkach drogi. Kawałek dalej, w Kurowie na stacji Shella tego samego dnia gaz kosztował 2,93zł.

Źródło: motormen.wordpress.com

Nie nakłaniam tu nikogo do korzystania bądź nie korzystania z konkretnych marek koncernów paliwowych. Każda stacja ma inne metody ustalania cen i inną lokalizację. Czasem to BP ma najniższe ceny a czasem Orlen. Najczęściej jednak stacje niezrzeszone - jednak tam ryzyko zatankowania gorszej jakości paliwa niestety jest ciągle wyższe. Warto jednak czasem dowiedzieć się, czy w naszej okolicy nie ma taniej stacji niemarkowej a posiadającej dobrej jakości paliwo w sprzedaży. Coraz częściej takie możliwości dają stacje benzynowe należące do sieci hipermarketów.

Na koniec jeszcze dwa przykłady z zagranicy, z mojego własnego doświadczenia. Na Islandii najczęściej tankuje się na stacjach N1 i Shell i cena paliwa nie powala na kolana tam tak, jak ceny żywności. Paliwo jest nieco droższe, żywność o wiele droższa. Jadąc z kolei do Macedonii przez Słowację, Węgry i Serbię zauważyłem, że często w tych krajach ceny na stacjach były wyższe niż w Polsce. Podejrzewam, że przynajmniej w części było to spowodowane słabym kursem złotówki do euro. Warto jednak jeszcze pamiętać o tym, że nie we wszystkich krajach paliwo jest przystosowane do warunków zimowych i jazda na paliwie na przykład portugalskim podczas mrozów w naszym kraju może nie być dobrym pomysłem.

sobota, 3 marca 2012

Mazowiecki Wietnam

Dziś znalazłem ciekawy, wczorajszy artykuł opublikowany na portalu Wyborcza.pl. Na podstawie danych Głównego Urzędu Statystycznego autor - Maciej Ostaszewski - sprawdził, co by było gdyby każde województwo było osobnym krajem. Dokładne informacje na temat metodologii znajdziecie w tym miejscu. Poniższa mapa pochodzi z tego artykułu:



Źródło: Wyborcza.pl


Gdyby więc od Polski teoretycznie odłączyło się województwo Mazowieckie - jego gospodarka byłaby podobna pod względem wielkości do gospodarki wietnamskiej. Całe województwo lubelskie byłoby tak bogate, jak cała Uganda a zachodniopomorskie - jak Bośnia i Hercegowina. Oczywiście poziom życia jest wyższy w Polsce niż w zdecydowanej większości, jeśli nie we wszystkich pokazanych na mapie krajach. Daje to jednak obraz sytuacji mniejszych krajów.

Swoją drogą porównajcie chociażby wielkość województwa Wielkopolskiego z wielkością Serbii. Serbia jest około 3 razy większa i ma ponad 2 razy więcej mieszkańców niż województwo Wielkopolskie. I taką samą wielkość produktu krajowego brutto. Podobnie pewnie wypadłoby porównanie bogatych krajów z Polską - ostatnio przecież wartość giełdowa firmy Apple przekroczyła wartość pkb generowanego w ciągu całego roku w naszym kraju. Ciekawe jest też to, że na powyższej mapie pokazano dwa sąsiadujące z Serbią kraje - Albanię oraz Bośnię i Hercegowinę. Z ciekawości sprawdziłem, co jeszcze w regionie moglibyśmy "wziąć". Otóż starczyłoby nam na całą Grecję i jeszcze zostałoby mniej więcej na Bułgarię i Chorwację.

Wychodzi więc na to, że Polska nie jest wcale ani małym, ani biednym krajem. Nasze PKB na osobę przekroczyło w zeszłym roku 13 tysięcy dolarów (przy dość słabej złotówce). Było to więcej niż w wielu krajach bałkańskich ale z kolei w Grecji PKB per capita był ponad 2 razy wyższy niż w naszym kraju. Jestem jednak przekonany, że większa część wolałaby mieszkać w Polsce niż w Grecji biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich kilku lat.







piątek, 2 marca 2012

Białoruś - raj na ziemi?

Ze względów zawodowych dość często podróżuję po naszym kraju samochodem. Zdarza mi się też podwozić ludzi łapiących stopa. Kiedyś podwoziłem chłopaka, który jak się okazało składał dokumenty na wyjazd wolontariacki do Macedonii. Do tej samej miejscowości co mój znajomy - no i oczywiście na miejscu się spotkaliśmy. Tym razem na stopa zabrałem człowieka który niedawno był na Białorusi.



Jak się okazało, mój towarzysz podróży dostał zaproszenie od znajomych. Opłacił wizę białoruską za 25 euro i wsadził do kieszeni 500 złotych. Wyjazd trwał około 10 dni i cały czas korzystali z tanich papierosów, taniego alkoholu no i jedli w restauracjach. Do tego sporo podróżowali - wszędzie komunikacją państwową. Okazało się, że pomimo dość sporych zakupów - zwłaszcza słodyczy - z 500 złotych przywiózł jeszcze część pieniędzy z powrotem do domu. Ciekawiło mnie oczywiście, jakie wrażenia były z tego wyjazdu - okazało się, że autostopowicz był niesamowicie zadowolony. Z tego co pamiętam, za najciekawsze wymienił:
- bardzo dobre, naturalne jedzenie (zwłaszcza przetwory mleczne)
- bardzo duża ilość milicji i innych służb mundurowych na dworcu
- pociągi tak punktualne, że można zegarki ustawiać
- bardzo szerokie i puste ulice w Mińsku
- niesamowity porządek, brak jakichkolwiek graffiti czy napisów na murach
- bardzo tanie papierosy i alkohol

Wychodzi na to, że można na Białorusi bardzo tanio i wygodnie żyć. I pewnie tak jest, dla osób miejscowych mających zagraniczne dochody lub silne polityczne wsparcie... Sama opowieść o tym wyjeździe bardzo mi się podobała ale słyszałem od znajomego inną opowieść. W kilku - kilkunastu chłopa pojechali na wieczór kawalerski właśnie na Białoruś i podobno przez cały czas chodziło za nimi dwóch smutnych panów. Autostopowicz tego nie zauważył.

Samej oceny sytuacji na Białorusi przedstawiać tu nie będę - nie jest to raczej miejsce na polityczne wywody. Faktem jest, że jest to kraj biedny, bardzo zależny od Rosji. Niezależnie od tego - Białoruś w mojej ocenie może się stać w przyszłości najszybciej rozwijającym się krajem w Europie - warunkiem jest uwolnienie tamtejszej gospodarki i otwarcie się na Unię Europejską. Kiedyś byłem nawet na spotkaniu inwestorów New Connect na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie i od przedstawiciela białoruskiej firmy padło pytanie, czy firma z tego kraju mogłaby wejść na parkiet. Widać więc, że i tam przedsiębiorczych ludzi nie brakuje i wszystko zacznie się po odejściu od władzy Łukaszenki i jego towarzyszy. Poniżej do przesłuchania moja ulubiona piosenka z tego kraju - N.R.M. - Try carapachi.