wtorek, 29 maja 2012

Czy w dziale marketingu Lidla pracują idioci?

Za wikipedią:

"Idiota – osoba upośledzona umysłowo według dawnych klasyfikacji"

Pytanie stawiam jak najbardziej poważnie. Wiele polskich reklam szoruje mocno po dnie swoją treścią czy formą, jednak w ostatnich dniach reklamy Lidla biją wszystkich na głowę. Dział marketingu mógłby się składać z gimnazjalistów, a osiągnąłby lepsze efekty niż te, które są widoczne ostatnio w mediach. Nie żartuję. Reklamy Lidla są w ostatnim czasie tak bezsensownie głupie, że brakuje mi słów. Zobaczcie sami:


Pomińmy to, że osoba pracująca w marketingu powinna mieć przynajmniej maturę. Pomińmy to, że osoba taka powinna przynajmniej wiedzieć kim jest Kotler i co w jego książce można znaleźć. Pomińmy to, że sprawdzenie poprawności tekstu pod względem ortografii nie wymaga nawet 30 sekund pracy. Ale na bogów nordyckich! Taki błąd?! W reklamie sieci sklepów?! Sieci ponad 400 sklepów?! Wstyd, WSTYD!!!

No ale cóż, załóżmy, że pracownik działu marketingu miał kaca, jego przełożony nie sprawdzał czym on się zajmuje a ludzie z AdKontekst mają to gdzieś. Mogło tak przecież być. No ale przejdźmy teraz do drugiej reklamy - która ostatnio bardzo często puszczana jest w mojej ulubionej radiowej Trójce. Reklama z Jackiem Gmochem. Niestety na szybko nie udało mi się znaleźć wersji radiowej, jednak znalazłem reklamę telewizyjną z tym samym panem. Zobaczcie proszę:


Nie wiem. Może ja jestem głuchy, może sprzęt na którym słuchałem reklam z udziałem Pana Gmocha (laptop i radio samochodowe) mam do... nienadające się do słuchania tego typu twórczości. Ale nie wiem jak wy, ale ja po trzech przesłuchaniach tej reklamy nie jestem w stanie zrozumieć sporej części treści! Pan Gmoch W OGÓLE nie nadaje się do reklamy! Mówi tak niewyraźnie, że kompletny marketingowy nieuk musiał zdecydować się na zatrudnienie tego Pana. Reklamy Lidla w radiu słuchałem (niekoniecznie chcąc) kilkanaście razy. Połowy reklamy dalej nie jestem w stanie zrozumieć poza bełkotem osoby mającej spore problemy z mówieniem.

Jak najbardziej nie jest to wina Pana Gmocha, że taki ma styl wypowiedzi. Ale do (tu wstawcie sobie dowolny bluzg) czy marketingowcy nie przesłuchali tego materiału? Czy nie doszli do wniosku, że materiał ten będzie odtwarzany nie tylko w studiu ale i w milionach radioodbiorników i telewizorów i spora część z nich będzie odtwarzała kiepskiej jakości dźwięk a przez to zrozumienie reklamy okaże się niesamowicie trudne?

W mojej opinii marketing Lidla leży totalnie. Wstyd!

Ale, żeby nie było. Plus za tani browar. Chociaż niepełny, bo piwo to najwspanialsze nie jest.

sobota, 26 maja 2012

Facebook zniszczy dolinę krzemową?

Przez bardzo długi czas zastanawiałem się, czy napisać posta na temat debiutu tak bardzo ostatnio głośnego w mediach. Chodzi oczywiście o debiut Facebooka na giełdzie w Stanach Zjednoczonych. Dopiero obejrzenie poniższego video skłoniło mnie do poruszenia tego tematu. Zobaczcie sami



Facebook to bańka. W mojej ocenie oczywiście. Wytłumaczenie tego jest bardzo proste - jak ludzie się komunikują? Pamiętam, jak x lat temu na swoim pierwszym komputerze używałem programu mIRC do komunikacji ze znajomymi. Później przeszedłem na Gadu Gadu umożliwiające efektywniejszą komunikację. Po jakimś czasie dostałem zaproszenie do serwisu Grono.net i zapominając już o mIRCu używałem Grona i GaduGadu. Powstanie Naszej Klasy sprawiło, ze zapomniałem o Gronie i Gadu Gadu a powstanie Facebooka sprawiło, że obecnie jedynymi środkami komunikacji których używam jest e-mail (zauważcie, że to się nie zmienia), telefon komórkowy (również od wielu lat bez zmian) i Facebook (tu serwisy zmieniam co kilka lat jak się okazuje).

Źródło: ebloog.pl
Facebook starzeje się. Ma obecnie niemalże miliard użytkowników czyli przy wycenie na pierwszej sesji giełdowej dało to ponad 100 dolarów za każdego użytkownika. Facebook jest przewartościowany. Nie byłoby problemu, jeśli wszyscy użytkownicy pochodziliby z USA - przy takiej wycenie byłoby o wiele lepiej. Ale jednak większość użytkowników których pozyskuje teraz Facebook to osoby z Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Facebook upadnie. Może nie w sensie dosłownym, ale na pewno jest obecnie przewartościowany. Staje się on źródłem coraz większej frustracji - denerwują mnie reklamy w tym serwisie (ale jest adblock) oraz nieistotne dla mnie informacje od części moich znajomych czy marek które polubiłem. Facebook mnie męczy. Tak jak kiedyś zmęczył mnie mIRC, zmęczyło mnie Gadu Gadu, zmęczyło mnie Grono i zmęczyła mnie Nasza Klasa. Dlatego coraz częściej myślę czy usunięcie konta na Facebooku nie byłoby dobrym rozwiązaniem.

Źródło: brightsideofnews.com
Zaufanie powierzone osobom z Facebooka zostało mocno narażone po spadkach na giełdzie kilka dni po debiucie. Zawahało to dobrą opinią o tym portalu. Miliardowa wycena serwisu Instagram rok po powstaniu? Facebook upadnie, jeśli będzie inwestował pieniądze w ten sposób. Być może wielu rzeczy mi nie wiadomo, nie interesuje się tym portalem aż tak dokładnie mimo, że używam go w dalszym ciągu, ale wszystko wskazuje na to, że Facebook upadnie. A przynajmniej popadnie w niesamowitą niełaskę.

Swoją drogą nie wiem czy wiecie, ale Facebook założył firmę w Polsce. Z kapitałem zakładowym na poziomie ponad 700 000 tysięcy złotych - siedziba? Gdzieś na ulicy Dobrej w Warszawie - niestety nie mogę teraz znaleźć artykułu w którym te informacje wyczytałem.

I na koniec jeszcze jedna informacja: jak podał Trystero Facebook jest warty o 1/3 więcej niż wszystkie polskie firmy znajdujące się w WIG 20. Jednak porównajcie sobie chociażby przychody i zyski Facebooka i KGHM. Jeśli Facebook ma rosnąć tak jak do tej pory - tylko jako maszynka do maksymalizacji liczby użytkowników - ciekawe jaki będzie huk jeśli Facebook upadnie. Jednak jest oczywiście szansa, że marketingowcy i finansiści znajdą sposób na zarobienie na każdym z użytkowników na przykład 50 dolarów rocznie. Wtedy przychody na poziomie 50 miliardów dolarów rocznie pokazałyby wielką moc serwisu. Jednak jak sami pracownicy tej firmy przyznają - nie mają jeszcze pomysłu jak zarobić na użytkownikach korzystających z Facebooka na Smartfonach - tam o ile wiem jest kłopot z reklamami. Obym się mylił, bo jeśli Facebook upadnie to będzie to jak kopnięcie w krocze całej doliny krzemowej i tak jak w tytule - przez Facebook może upaść cała dolina krzemowa.

wtorek, 22 maja 2012

Krótka historia o tym jak zrezygnowałem z pojawienia się w TVN


2 maja 2012

Źródło: Carolina.pl
Pod postem "Zarabianie przez pisanie" znajduję anonimowy komentarz z adresem mailowym i prośbą o kontakt. Jest również informacja, że człowiek piszący post pracuje dla jednej z telewizji, nie ma natomiast informacji z jakiej. Myślę sobie - spoko, albo ktoś sobie robi jaja albo będą niezłe jaja. Piszę więc maila. Dostaje szybką odpowiedź od Kamila z telewizji TVN który przygotowuje dane do programu Dzień Dobry TVN. Umawiamy się tego samego dnia na telefon po godzinie 17 i przeprowadzamy dłuższą rozmowę. Chodzi o informacje kim jestem, skąd pomysł na tą stronę, czy i jak stosuję geoarbitraż i pracę zdalną a także czy znam kogoś, kogo mógłbym polecić jako bohatera reportażu. Oczywiście, jako urodzony i wykształcony ekonomista zapytałem jak wygląda sprawa wynagrodzenia. Założeniem tego bloga było to, że pozostaję anonimowy i nie świecę swoją buźką po całym internecie. Takie było założenie i już, w internecie mając moje imię i nazwisko niewiele znajdziecie. Wynagrodzenie mogłoby to zmienić i mógłbym pokazać swoją buźkę, jednak na to nie mam co raczej liczyć - "wszystko zależy od producentów", "bohaterowie reportażu nie dostają wynagrodzenia", "osobom przyjeżdżającym pokrywamy koszty hotelu w Warszawie" - takie teksty słyszę. Nie zachęca mnie to. Jednocześnie coraz poważniej zastanawiam się, czy telewizja serio interesuje się tematami niszowymi czy nie ma o czym informować. Przecież o geoarbitrażu informacji w Polsce praktycznie nie ma (i dlatego powstała ta strona). Niby promocja strony - spoko, ale uwzględniając to, że widownia Dzień Dobry TVN raczej nie jest moją grupą docelową i to, że Krzysztof Lis z Zarabiania Na Blogu nie zauważył znaczących pozytywnych efektów występu w telewizji śniadaniowej TVP - jestem na nie mojemu występowi w TVN.

Źródło: wysylkowa.pl
18 maja 2012

W telewizji śniadaniowej pojawia się Marzena Filipczak - autorka książki "Lecę dalej". To w tym reportażu miałem się pojawić - ale jak zobaczycie, nie pojawiłem się. Fragment programu zawierający rozmowę z Marzeną Filipczak znajdziecie tu: http://dziendobry.tvn.pl/video/jak-tanio-podrozowac,1,newest,45438.html. W mojej ocenie rozmowa ta nie wniosła zbyt wiele i jako osoba podróżująca kilka razy w roku nie dowiedziałem się raczej nic ciekawego. Widać, że załoga TVN nie znalazła innych ciekawych postaci zainteresowanych opowiadaniem o tanich podróżach - choć wiem, że kontaktowali się na przykład z Maćkiem Klimowiczem ze strony skokwbokblog.com. Szkoda, że temat został tak płytko poruszony i właściwie według mnie stał się tylko zapychaczem antenowym. O geoarbitrażu ani słowa.

19 maja 2012

Jaja jak berety. Nie poszedłem do TVN ale akurat dzień po emisji wspomnianego materiału byłem na szkoleniu. Siedem osób plus prowadzący. I co się okazuje? Że poza mną do Dzień Dobry TVN zaproszona została w podobnym czasie moja koleżanka ze szkolenia a prowadzący przez dość spory czas pracował przy tworzeniu jednego z kanałów (dokładniej: z zakresu marketingu) tematycznych. Nie pozostaje mi nic innego, niż żartobliwe wyobrażenie sobie takiej sytuacji:

Chłopak wyrywa dziewczynę:
On: - No, i byłem w tefałenie!
Ona: - A kto nie był?!

Dziś

Nie żałuję, że nie poszedłem do tego programu. Jak mówiłem, nie jestem osobą która koniecznie chce pojawiać się w telewizji w związku z tą stroną internetową. Chyba jeszcze nie czas na to. Geoarbitraż jest tematem według mnie nieco trudniejszym niż sześciominutowa zajawka podczas jedzenia jajecznicy. Oczywiście nie wykluczam, że pojawię się kiedyś lub z innym produktem w programie tego typu, jednak w dalszym ciągu podtrzymuję moją ocenę, że blog ten nie ma parcia na szkło. I należy powiedzieć to bardzo głośno i wyraźnie: jeśli otrzymasz propozycję od telewizji, mocno się zastanów. Jest bardzo wiele sytuacji, gdzie Twoja obecność może zwiększyć Twoje zarobki zwłaszcza, jeśli prowadzisz ciekawą działalność która może zyskać na pojawieniu się w telewizji śniadaniowej. Ta strona w mojej ocenie ma nieco inną grupę docelową więc z tej niesamowitej okazji zrezygnowałem.

piątek, 18 maja 2012

Jak zarabiać dodatkowe 334,8zł miesięcznie?

Jakiś czas temu pisałem o tym, że nie lubię różnych dziwnych sposobów na zarabianie typu zakłady bukmacherskie czy klikanie w jakieś płatne reklamy. Jednak przedstawiłem wam jakiś czas temu w poście zarabianie przez pisanie serwis Textmarket.pl pozwalający na zarabianie pieniędzy za pośrednictwem internetu. Krótkie przypomnienie: pisząc teksty lub wykonując zlecenia na artykuły zarabiamy pieniądze - 2,70zł za każde pełne 1000 znaków. Wypadałoby w końcu podsumować to, jak działa ta strona internetowa i czy faktycznie można zarobić na niej pieniądze.

Konto na serwisie założyłem 9 kwietnia i tego dnia wrzuciłem do systemu pierwsze teksty. Niestety zostały one zaakceptowane dopiero po 7-8 dniach po moich dwóch mailach (bez odzewu) i telefonie do Pani Magdy która obiecała zająć się sprawą jeszcze tego samego dnia - i tak się faktycznie stało. Można więc przyjąć, że moja działalność w tym serwisie rozpoczęła się de facto około 16-17 kwietnia. Mija więc już miesiąc i należałoby podsumować to, co udało mi się zarobić w tym serwisie.

Jak pewnie wiecie, zarobki składają się z dwóch części: artykułów wystawianych na giełdzie tekstów oraz płatnych zleceń gdzie mamy narzucony z góry temat i jeśli zostaniemy wybrani to realizujemy takie zlecenie w określonym czasie za określoną stawkę. Poniżej screen z mojego konta:



No i teraz uwaga: na koncie widnieje kwota 314,55zł jednak zrealizowałem jeszcze jedno zlecenie które jeszcze nie zostało rozliczone - o wartości 13,50zł + 50% tej kwoty jako zabezpieczenie realizacji zlecenia. Łącznie zarobiłem więc 334,80zł w ciągu miesiąca. Na kwotę tą składają się tak jak napisałem powyżej teksty i zlecenia. W moim wypadku do dnia dzisiejszego zostało sprzedanych 20 tekstów (spośród 139 które wrzuciłem na giełdę). Teksty były bardzo różne i pod względem długości i pod względem tematyki. Sprzedały się teksty zarówno o kredytach, elektrowni wiatrowej jak i o Diablo III. Jestem zadowolony z tego wyniku - 14,39% sprzedanych tekstów to niezły wynik. Jeśli udałoby mi się mieć cały czas wrzucone na giełdę powiedzmy 1000 tekstów i sprzedawane byłoby z nich 10% to zakładając średnią długość tekstu na poziomie 2000 znaków dałoby to 540 złotych miesięcznie. Nieźle. Te 20 artykułów które sprzedałem to łącznie 43 tysiące znaków które dały przychód na poziomie 116,10zł. Jak zapewne już zdążyliście policzyć, pozostała kwota 218,7zł to kwota którą zarobiłem na zleceniach. Były to głównie małe zlecenia za kilkanaście - kilkadziesiąt złotych, było ich nie więcej niż dziesięć.

Muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego wyniku. Na teksty wrzucone na giełdę nie przeznaczyłem mnóstwa czasu - chyba tylko jeden cały dzień wolny poświęciłem na zmianę na leżenie w łóżku i pisanie i leżenie w łóżku i oglądanie filmów. Pozostałe teksty pisane były spontanicznie w wolnych chwilach. Ostatnio jednak lepiej mi się pisze teksty na zlecenie niż na giełdę - pewnie dlatego, że od razu widać przyrost pieniędzy na koncie. Zarabianie przez pisanie jest więc realne.

Jeśli chodzi o wypłatę środków z konta - wymaga to przesłania rachunku i oczekiwania 14 dni. Na razie nie planuję w ciągu najbliższych kilku dni wypłaty tych pieniędzy. Moim założeniem jest zarabianie z tego źródła dodatkowo 500zł miesięcznie co da mi dodatkowo kilkanaście procent dochodu miesięcznego. Wydaje mi się to bardzo realne uwzględniając dotychczasowe wyniki. Wystarczyłoby w sumie wykonać 1-2 duże zlecenia za kilkaset złotych i wszystko byłoby zgodnie z planem. Widziałem jednego dnia zlecenia na giełdzie w sumie za ponad tysiąc złotych - o kulturystyce, lokatach i kontach i suplementach diety. Można więc znaleźć bardzo różne tematy i bardzo różne kwoty zleceń - od kilkunastu do kilkuset złotych. W mojej ocenie Textmarket.pl jest bardzo ciekawym sposobem na zarobienie dodatkowych pieniędzy i warto z tej możliwości skorzystać - zwłaszcza, że idealnie wpisuje się w ideę pracy zdalnej i geoarbitrażu. Niezależnie od tego gdzie jesteśmy możemy pisać teksty i wykonywać zlecenia.


wtorek, 15 maja 2012

Ceny w Tajlandii

Jakiś czas temu opisywałem wam ceny w Mołdawii, wspominałem też w postach o cenach w Macedonii czy na Malcie. W najbliższym czasie planuję króciutką wizytę w Czechach więc prawdopodobnie powstanie też artykuł o tym, jakie są ceny w Czechach. Dziś jednak post na który długo osobiście czekałem. Jednym z czytywanych przeze mnie dość intensywne blogów jest ten, który pisze Maciej Klimowicz - jest to skokwbokblog.com który prawdopodobnie wiele osób z tu bywających już zna, pozostałym gorąco polecam. Jakiś czas temu poprosiłem Macieja o pomoc w przygotowaniu tego posta - mianowicie chodziło mi o aktualne ceny w Tajlandii. Mieszka on w Bangkoku - więc możliwe, że na prowincji niektóre ceny są niższe, inne wyższe, ale dla rozeznania te podane poniżej są bardzo wartościowe.

W Tajlandii płacimy Bahtami (w Polsce mówi się również czasem: Bat) który aktualnie kosztuje około 10-11 groszy. Dla ułatwienia można więc podzielić ceny w Bahtach podane poniżej i będziemy mieć aktualne ceny w złotówkach. Jak się okaże - czasem są one sporo niższe niż u nas, czasem zaś sporo wyższe. Oto lista cen którą otrzymałem od Macieja:
Źródło: http://media.lunch.com

Piwo najtańsze – 35B za 0,33
Whiskey lokalna - 100B za małą butelkę, chyba 200ml.
Źródło: http://photos.igougo.com
Wino najtańsze – około 300B
Papierosy najtańsze +/- 40B
Papierosy normalna cena – 55-80 B
Gazeta lokalna – angielskojęzyczna 30-40B
Jajka – 35-45B za 10 sztuk
Masło - +/- 100 B
Mleko – 40B za 1l
Chleb – 20-40B – pieczywo tostowe
Jabłka – nie często spotykane, to owoc egzotyczny i przez to drogi. Ponad 100B za kg.
Pomidory – Przeważnie małe i nieciekawe – około 25-30B za kg
Ryż – Ryż kupuję gotowany, na ulicy – 10B za około 200g
Makaron – 70-90B za 0,5 kg spaghetti
Batonik – Snickers – 30B
Herbata – około 40-50B
Banany – około 20B za 1 Kkg
Filet z kurczaka kg - <100 za 1kg
Ser żółty – >200B.
Coca-cola – 25B za 1L
Sok 1l – 50-80B za 1l
Woda mineralna 1,5l – 15B za 1L, tylko niegazowana
Miód -100B za litr
Dzwonka łososia – +/- 300B za 1kg

Arbuz – 25-40B za pół

W kolejnej części pytałem Macieja o ceny w restauracjach i jego odpowiedź poprzedził komentarz:

"Pytanie co to jest restauracja – uliczna knajpa gdzie zjeść można za 40-50B, knajpa pod dachem gdzie ceny skaczą do powiedzmy 100, tania restauracja sieciowa (200-300 za posiłek), restauracja serwująca zachodnią kuchnię i bardziej wyszukane dania (+/1500B za osobę) czy restauracje ekskluzywne (1000 +++ od osoby bez napojów)."

Czyli różnice w cenach mogą być tu o wiele większe niż w naszym kraju. Spróbujmy jednak zobaczyć, jak ceny w Tajlandii wyglądają z punktu widzenia klienta restauracji:
 
Piwo – 70-120B
Pizza – 250B
Frytki – 50B
Zupa – od B w ulicznej knajpie do XXXX w ekskluzywnej restauracji
Posiłek dla jednej osoby – Od 40-50B na ulicy do XXXXX w ekskluzywnej knajpie
Coca-cola – 30B
herbata – 20B – przykładowo zielona herbata w japońskiej sieciówce
Kawa – 20B w kawiarni ulicznej, 100 w Starbucks
Set Menu w Knajpie japońskiej (mięso, ryż, zupa, dodatki) – 200B
Big Mac – 120B

Na podstawie powyższych informacji upada więc mit, że Tajlandia jest bardzo tanim krajem. Jednak należy pamiętać, że przedstawione ceny w Tajlandii dotyczą Bangkoku. W mniejszych miejscowościach czy na prowincji zarówno koszty życia, posiłku w restauracji czy wynajmu mieszkania powinny być korzystniejsze dla turystów czy osób zainteresowanych relokacją. 

Interesują Cię w innych krajach? Sprawdź te strony!
Ceny w Mołdawii
Ceny w Czechach 

środa, 9 maja 2012

Kredyt oprocentowany niżej, niż wynosi inflacja

Dzisiejszy post będzie skierowany zwłaszcza do młodych osób. Chciałbym wam polecić kredyt studencki. Już wyjaśniam dlaczego. Trzymam właśnie przed sobą zawiadomienie o najbliższej spłacie kredytu studenckiego z banku Pekao S.A. w który mam tenże kredyt. Kwota raty którą mam do spłaty na najbliższy miesiąc to 346,26zł a oprocentowanie wynosi, uwaga, uwaga: 2,375%! Tak jest, niecałe 2,5% w skali roku! No i porównajmy to ze stopą inflacji - wyniosła ona w marcu 2012 roku 3,9%. A więc mój kredyt właściwie zarabia na mnie i jeśli go spłacam w terminie to de facto z każdym miesiącem mam nieco mniej do zapłaty (uwzględniając inflację). Sympatycznie.

No ale od początku. Kredyt studencki jest udzielany na okres studiów. Maksymalnie na 5 lat i w tym czasie otrzymujemy 10 razy w roku określoną w odpowiednich przepisach prawnych kwotę pieniędzy. Aktualnie jest to 600 złotych miesięcznie, łącznie możemy więc otrzymać 30 000 złotych. Po studiach mamy jeszcze 2 lata karencji, więc dopiero po 7 roku od rozpoczęcia studiów zaczynamy spłacać kredyt studencki.

Zróbmy małe obliczenia. Konieczne są jednak pewne założenia:
1) Stopa inflacji = 0
2) Stopa zwrotu z inwestycji = 2% netto
3) Pieniądze wpłacamy w każdym miesiącu w którym je otrzymujemy i czekamy tak do końca 7 roku.
Uproszczenia 1) i 2) są dla łatwości obliczeń. Owszem, możemy przyjąć jakąś stawkę inflacji równą na przykład "x", ale nie ma co kombinować. W faktycznych warunkach inflacja wynosi około 4% i możliwe jest osiągnięcie 2% netto powyżej inflacji na dobrej lokacie. Załóżmy więc, że stopa inflacji = x, tyle samo wynosi oprocentowanie kredytu i stopa z inwestycji wynosi netto x+2%. Wynik powinien być zbliżony do uproszczonych założeń które przedstawiłem

W tych warunkach po 7 latach będziemy mieć na koncie 32 916,08zł. Taka kwota przy powyższych założeniach da więc 54,86zł miesięcznie a zgodnie z założeniem będziemy co miesiąc spłacać 300zł raty. Do spłaty będziemy mieć więc mniej, niż pożyczyliśmy pieniędzy. Jeśli takie warunki by się utrzymały, do spłaty mielibyśmy każdego miesiąca mniej o 54,86zł niż pożyczyliśmy.

Warunki które tu opisałem są oczywiście bardzo uproszczone. Można jednak śmiało i bez większych problemów przygotować analizę dla bardziej skomplikowanego modelu zakładającego jakiś poziom inflacji, jakąś stopę zwrotu i jakieś oprocentowanie kredytu. Wydaje mi się jednak, że założenia przeze mnie przyjęte prezentują opłacalność zaciągnięcia kredytu studenckiego. Jeśli więc to nie wystarczy, to jeszcze jedna mała informacja: w maju mam do zapłaty 46,26zł odsetek od kwoty 23 700zł. Jeśli taką samą kwotę miałbym na lokacie oprocentowanej na 6,5% w skali roku (nie szukając daleko - BGŻ Optima) to odsetki miesięczne powinny wynieść około 128,38zł brutto czyli prawie 104 złote na czysto (nie bawiąc się w zaokrąglanie podatku). Odsetki uzyskane przeze  mnie na lokacie byłyby więc o prawie 60zł wyższe niż odsetki które muszę zapłacić od tego kredytu! Dlatego bardzo gorąco polecam zainteresowanie się tym tematem, na pewno (jeśli jesteście studentami i spełniacie warunki) kredyt studencki może być ciekawym rozwiązaniem inwestycyjnym. W końcu pieniądze robią się same :)

poniedziałek, 7 maja 2012

Radio Tirana od wieczora do rana!

Tym jakże pięknym fragmentem piosenki Kultu chciałbym zacząć dzisiejszy post. Dlatego na początek polecam tą krótką ale jakże piękną piosenkę:


Dziś czeka nas fotograficzna przygoda związana z moją kilkugodzinną wizytą właśnie w Tiranie. Będąc w Macedonii postanowiliśmy skorzystać z niespotykanej możliwości i odwiedzić ten kraj. Bo jak podaje nonsensopedia - kraj ten nie istnieje. Byłem, sprawdziłem, istnieje. Wiec albo mi uwierzycie, albo po przeczytaniu tego posta będziecie sądzić, że jestem elementem spisku. Obie możliwości są ciekawe. Na pierwszym miejscu - widok z centrum Tirany. Może tego nie widać na tym zdjęciu, bo tylko co drugi samochód to mercedes, ale w całej Albanii jeździ ich mnóstwo. Dlatego, że mają bardzo wytrzymałe silniki - Albania jest krajem górskim i wymaga sporych umiejętności od kierowców oraz dużej wytrzymałości od samochodów.



Na kolejnym zdjęciu widoczna jest piramida która została zbudowana zaraz po śmierci albańskiego dyktatora - Enwera Hodży. Po upadku komunizmu przekształcono ją w międzynarodowe centrum kultury. Chociaż w dalszym ciągu jest bardzo popularnym miejscem i praktycznie każdy zwiedzający Tiranę odwiedza słynną piramidę, to w zeszłym roku albański parlament podjął niemal jednogłośnie ustawę o rozbiórce piramidy. Ma tam być zbudowany nowy budynek parlamentu. No cóż, całe szczęście udało mi się zobaczyć to miejsce jeszcze przed zniszczeniem.



Mimo, że Tiranę odwiedziliśmy na przełomie września i października, pogoda była niesamowita. Słońce świeciło cały czas, było ciepło - wręcz gorąco. Spacerując po ulicach Tirany można było zobaczyć ciekawe krajobrazy, niespotykane w naszym kraju. No ale czasem można też było spojrzeć w stronę miejscowych ludzi. I tak, mówię tu o młodych tirankach. Ta jedna akurat zasłania wspaniałe skrzyżowanie.




O ile na Bałkanach bardzo lubią kopiować wszystko co zachodnie, począwszy od narodowego symbolu amerykanów, jakim jest Statua Wolności, aż po narodowy symbol Brytyjczyków - czerwony piętrowy autobus, to jednak potrafią się przypodobać ważnym osobom. Jedna z ulic w centrum Tirany nosi nazwę George'a W. Busha'a. Swoją drogą drogi w Tiranie to straszna łamigłówka, a jazda nimi to prawdziwa szkoła życia.



Przy wspomnianej wyżej ulicy w 2007 roku zaczęto budowę TID Tower. To budynek zaprojektowany przez belgijską pracownię, podobno ma być samowystarczalny (energia, woda itp). Liczy 25 pięter i 85 metrów wysokości. Muszę przyznać, że prezentuje się niesamowicie i chętnie widziałbym taką samą lub bardzo podobną budowlę gdzieś w naszym kraju.



Mimo tylko kilku godzin spędzonych w tym mieście byłem zadziwiony jej europejskim poziomem. Bardzo mocno kontrastowało to z krętymi drogami prowadzącymi do tego miasta. Również brak przepisów drogowych nie nakłaniał nas pozytywnie podczas jazdy. Myjnie samochodowe w postaci podziurawionego szlaucha i kilku chłopaczków zaraz za granicą macedońsko - albańską były kolejnym powodem dla którego wątpiliśmy w to miasto. I mimo tego, że zobaczyliśmy w samym centrum mężczyznę sprzedającego jeszcze żywy, związany rosół wprost z roweru to zaraz obok spotkaliśmy kobietę płynnie mówiącą po angielsku. Kraj bardzo dużych kontrastów, miasto niewątpliwie warte odwiedzenia. Kilka dodatkowych zdjęć z Tirany możecie znaleźć na zaprzyjaźnionym blogu exploringbalkans.blogspot.com.

sobota, 5 maja 2012

Niezależnośc finansowa z bloga?

Szybki rozwój internetu sprawia, że coraz więcej osób przenosi coraz większą część swojego życia właśnie do internetu. Zarówno firmy jak i osoby prywatne starają się wycisnąć z sieci tyle pieniędzy, ile się tylko da. Warto więc zastanowić się, czy faktycznie możemy zarobić na blogach tyle, by utrzymać się w faktycznym życiu.

Źródło: www.praca-w-domu.org
Najbardziej popularnym w Polsce człowiekiem zarabiającym pieniądze na blogach jest Krzysztof Lis z serwisu zarabianie-na-blogach.pl. Ma on kilka serwisów i jak wynika z ostatnich danych - przy około 120 000 unikalnych użytkowników miesięcznie zarabia około 2500zł poświęcając na to kilka godzin tygodniowo. Nieźle. Ale jednocześnie i nieciekawie. Na tysiąc unikalnych użytkowników wychodzi więc około 20 złotych zarobków miesięcznie. Czy to wysoka stawka? I tak i nie. Na pewno wyższa niż na tym blogu, ale też nie jest to kwota strasznie duża. Swoją stroną ten blog nie jest raczej nastawiony na maksymalne zyski a na przekazywanie informacji. Jeśli przeciętny użytkownik odwiedzi w ciągu miesiąca stronę 5 razy to zarobki wynoszą około 4 złotych za tysiąc odsłon. Wynik jest więc w mojej ocenie przeciętny, ale nie ma co liczyć na wzrost zysków w nieskończoność. O ile w szczególe łatwo wycisnąć więcej z każdego tysiąca odsłon, to im więcej użytkowników tym trudniejsze staje się maksymalizowanie zysków jednostkowych. Efektywniejsze jest wtedy celowanie do większej grupy użytkowników - jest to po prostu łatwiejsze. A przy zarobkach 2500zł miesięcznie z sieci + działalność gospodarcza + czasem nawet etat - daje to całkiem niezłe efekty finansowe.

Chociaż teraz będę teoretyzował, to zrobię to z punktu widzenia ekonomisty. Jeśli chcemy zarabiać na blogach to w mojej ocenie powinniśmy stworzyć powiedzmy 3 blogi z których zarabia kilkaset złotych miesięcznie. Bardzo trudne, mozolne i czasochłonne będzie zbudowanie bloga który zarabia kilka tysięcy złotych miesięcznie, łatwiejsze powinno być zbudowanie kilku blogów w kilku niszach zarabiających 200-400 zł każdy. Proces ten oczywiście nie jest natychmiastowy i trzeba włożyć sporo pracy i wysiłku w to, by osiągnąć swój cel w ten sposób określony. Całe szczęście mało kto skupia się tylko na tym, by zarabiać na blogach - większość osób ma jednak jakieś inne dochody. Blog może stać się jednak dodatkowym, miłym, comiesięcznym dodatkiem do pensji. W końcu nawet 100 czy 200 złotych miesięcznie może spowodować większą chęć do pracy nad własną stroną internetową.

No i na koniec jeszcze kilka informacji, które w mojej ocenie wydają się istotne i na co należy zwrócić uwagę:
- dywersyfikacja przychodów
- własna domena, najlepiej z końcówką .pl
- współpracuj tylko z tymi z programami partnerskimi które faktycznie są powiązane w jakiś sposób z tematyką Twojego bloga
- nie licz na to, że będziesz zarabiać kilkaset złotych miesięcznie po 3 czy 6 miesiącach - takie cuda zdarzają się bardzo rzadko
- pracuj systematycznie nad swoją stroną

Niezależność finansowa z bloga jest więc mało prawdopodobna, jednak nie niemożliwa do zrealizowania. Widziałem już w sieci kilka osób zarabiających powyżej 1500 zł miesięcznie przy małych nakładach pracy na swoich stronach i blogach. Także do dzieła i powodzenia!

środa, 2 maja 2012

14-latka kupiła dom na Florydzie za 12000 dolarów!

Dziś będzie coś, co mnie niesamowicie zainteresowało. Otóż w tym artykule znalazłem informację, że 14-letnia dziewczynka kupiła w Stanach Zjednoczonych dom z dwoma sypialniami za 12 000 dolarów! Niesamowite! Ale powoli, od samego początku.

Willow Tufano ma obecnie 14 lat. Jej matka jest pośrednikiem na rynku nieruchomości. Dziewczynka zaczęła zarabiać pieniądze dzięki sprzedaży przedmiotów pozostawionych w mieszkaniach (przedmiotów tych nie chcieli ludzie/inwestorzy i miała pozwolenie na ich sprzedaż). Przedmioty te wystawiała na amerykańskim portalu internetowym i dość szybko zaczęła zarabiać po 500 dolarów miesięcznie, z czego większość odkładała. Pewnego dnia matka Willow rozmawiała z jej ojcem w sprawie zakupu domu z dwoma sypialniami który został wystawiony na licytację za kwotę 12 000 dolarów, czyli około 38 000 złotych. Dom ma dwie sypialnie. Podejrzewam, że ten dom jest porównywalny z tym, jakie są ceny w Mołdawii a nie krajach rozwiniętych. W pewnym momencie Willow wpadła na pomysł, że może to ona kupi ten dom. Ze względów prawnych było to niemożliwe, ale dom kupiła matka Willow, ta z kolei stanie się właścicielką domu po ukończeniu 18 lat. Połowa tej ceny została zapłacona przez Willow a połowa przez jej matkę.

Sam dom wyglądał podobno jak po przejściu zamieszek, jednak po jego wysprzątaniu udało się znaleźć młodą parę zainteresowaną wynajmem za 700 dolarów miesięcznie. Po 18 miesiącach dom więc się w pełni zwraca - myślę, że nie jeden inwestor byłby zainteresowany taką okazją. No i dodatkowo prawdopodobne jest, że taki dom uda się sprzedać za kwotę chociaż trochę niższą niż 12 000 dolarów - w końcu początkowy wyceniany było on na 100 000 dolarów czyli jakieś 317 000 zł. Niezły biznes i to jeszcze zrealizowany przez czternastolatkę. Zresztą, zobaczcie to wideo:


Dodatkowo dziewczyna za występ w tym programie dostała 10 000 dolarów na artykuły do remontu domu + suszarkę do prania. Dom dostała więc zupełnie za darmo tylko dzięki swojej kreatywności! Historia wydaje mi się być na prawdę niesamowita. Przed dziewczyną, jeśli nie zajdzie w ciąże w przyszłym roku lub nie naogląda się brazylijskich seriali, widzę całkiem niezłą przyszłość. Skoro 14 - latka może sobie kupić dom na własność za tak śmieszne, samodzielnie zarobione pieniądze to sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest na prawdę bardzo dziwna. Całe szczęście w Polsce żadnego kryzysu nie było i zanotowaliśmy tylko niewielkie spadki cen mieszkań i domów. Po takich przeżyciach dziewczyna ma dom przynoszący ponad dwa tysiące złotych miesięcznie. Pisałem już o tym, że na emeryturze można żyć za mniej niż 30 dolarów dziennie. Willow Tufano ma już emeryturę na tym poziomie niemalże zagwarantowaną z samych dochodów z tej jednej nieruchomości. Moje wielkie gratulacje!