piątek, 27 lipca 2012

Firma wirtualna? TAK!

Nie wiem czy znacie pojęcie firmy wirtualnej. Nie chodzi tu o żadne ściemy i afery (na przykład związane z Amber Gold ;) ). Firma wirtualna to jak można znaleźć na wikipedii:

Wirtualna firma (ang. virtual company) – firma lub instytucja wykorzystująca komputery i techniki telekomunikacyjne zarówno w relacjach ze swoimi pracownikami, jak i z klientami. Skrajnym przykładem wirtualnej firmy może być taka instytucja, która dysponuje jedynie prawnie określoną siedzibą i minimalnym zestawem technicznych urządzeń zapewniających jej funkcjonowanie (np. skrzynka pocztowa i automatyczna sekretarka).

Muszę wam powiedzieć, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. Wirtualna firma skupia się nie na tak zwanych dupogodzinach lecz na maksymalizacji efektywności. Przykładowo: jeśli miałbym miesięczny cel sprzedaży na poziomie 100 000 zł to jeśli osiągnę to w 1h czy w 160h - nie ma znaczenia. Liczy się efekt. Przy pracy na etacie mimo, że układasz węża ze spinaczy do papieru to i tak musisz siedzieć w biurze. Mam szczęście pracować w ten sposób i jestem niesamowicie zadowolony. Znam również kilka osób w ten sam sposób pracujących - i również nie słyszałem narzekań. Polecam.

Źródło: ksiazka.net.pl
Ale dlaczego akurat dziś poruszam ten temat? Z powodu artykułu, który przed chwilą przeczytałem. Chodzi o artykuł z "Dużego formatu" pod tytułem: Mam gdzie myśli rozbujać. Polecam przeczytanie. Swoją drogą imponujące, jak pięknie rozwinęła się ta firma. Mimo, iż osobiście raczej nie czytam literatury tylko książki fachowe to jako pomysł na biznes jest ok. A wykonanie? Wyśmienite! Mało która firma ma okazję powstać w ten sposób i stać się prawdziwą wirtualną firmą.

Swoją drogą można tam dostrzec bardzo wyraźne wątki geoarbitrażu - praca z tańszego miejsca, takiego, gdzie chce się przebywać. Do tego oczywiście podróże, niezależność finansowa i przyjemność z życia. Bardzo gorąco polecam ten artykuł. Nawet o Albanii wzmianka się pojawia.

sobota, 21 lipca 2012

Płatności tylko kartą bezdotykową?

Dziś miałem troszeczkę leniwiej potraktować tego bloga i zająć się pisaniem tekstów na Textmarket (dostałem duże zlecenie) jednak nie mogę przejść obojętnie według jednego artykułu. Czy da się przeżyć bez portfela? Michał Kisiel podejmuje wyzwanie polegające na płaceniu jedynie kartą bezdotykową i mobilnymi płatnościami. Zresztą, najlepiej przeczytajcie cały artykuł.

Ja z głębi serca kibicuję tak mocno, jak tylko się da. Sam bardzo chętnie korzystam z płatności kartą kredytową bezdotykową z BZ WBK a dopiero co dostałem nową kartę płatniczą z mBanku również z tą funkcją. Transakcje są o wiele szybsze i nie trzeba nosić gotówki, czego staram się maksymalnie uniknąć.

Osobiście z różnych względów niestety nie mogę ograniczyć się do płatności bezdotykowych, jednak maksymalnie zmniejszam płatności gotówkowe. Chociażby tankowanie na stacji po 50zł byłoby bezsensowne - zwłaszcza, gdyby rozliczenie wydatków z 10 takimi płatnościami dostała księgowa :) Jednak płatności bezdotykowe są przyszłością niewielkich zakupów i w tą stronę na pewno będziemy się kierować. Póki co zostawiam więc pieniądze na koncie, płacę kartą i kibicuję Michałowi. Warto obserwować czy mu się uda, na prawdę warto.

piątek, 20 lipca 2012

Jednak mBank wygrał z Alior Bankiem.

Na początku chciałbym przeprosić za zaniedbanie w ostatnich dniach tematyki podróżniczej czy cen w najtańszych krajach na świecie - lipiec postanowiłem przeznaczyć na poprawienie sytuacji finansowej swojego portfela - głównie chodzi o kredyty. Jednak nie macie się co obawiać, do tematyki wyjazdowej na pewno niedługo wrócę - w końcu wyjeżdżam w sierpniu po raz kolejny do naszych południowych sąsiadów więc na pewno pojawi się kolejny artykuł w którym przedstawię ceny w Czechach czy tamtejszych restauracjach. Myślę również o Bałkanach we wrześniu - wszystko więc przed nami.

W ostatnim miesiącu wiele się zmieniało. Kredyty w mBanku i BZ WBK zamieniłem na kredyt konsolidacyjny w Alior Banku. Zamiast płacić odpowiednio 20,1% i 16,99% odsetek w skali roku zamieniłem oba kredyty na jeden i to oprocentowany na 15,50% w skali roku przy braku kosztów dodatkowych (0zł prowizji, brak ubezpieczenia). Rzeczywista roczna stopa oprocentowania tego kredytu wyniosła 16,65% w skali roku. Jednak bardzo dużą niedogodnością okazało się to, że każda wcześniejsza spłata części kredytu wymaga złożenia druku z odpowiednią deklaracją.

Jeśli dobrze pamiętam to osiem dni temu zadzwonił do mnie pracownik firmy współpracującej z mBankiem. Zaproponował mi on kredyt gotówkowy oprocentowany na 15,1% (16,2% rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania, 0zł prowizji, 0zł ubezpieczenia). Oferta tylko nieznacznie atrakcyjniejsza. Każdy tysiąc złotych daje oszczędność jedynie czterech złotych w skali całego roku - przy kilkunastu tysiącach złotych kredytu oszczędność wyniosłaby kilkadziesiąt złotych w skali roku - niewiele. Nie był to więc warunek najważniejszy dla mnie. Ważniejsze było to, że w mBanku bez problemów mogę nadpłacać sobie kredyt nawet o 1zł i potrzebuję do tego jedynie wpisać SMS kod. To przeważyło szalę na korzyść mBanku.

Jak pisałem wcześniej - umowę miałem już dostępną w systemie. We wtorek kliknąłem zgodę na udzielenie mi kredytu i w ciągu kilku minut moje konto wzbogaciło się o przyznaną kwotę. Niedaleko miałem Alior Bank więc od razu skierowałem tam swoje kroki i wypłaciłem pieniądze z bankomatu, wpłaciłem je w kasie i skierowałem się do doradcy klienta indywidualnego. Pewna Pani poinformowała mnie, że zamknięcie potrwa 3 dni robocze. Jednak okazało się, że już następnego dnia Alior Bank zamknął mój kredyt i cieszę się tylko tym w mBanku (oczywiście poza kredytem studenckim).

Zabawne jest to, że mając kredyt w mBanku musiałem się tyle nakombinować, by zmniejszyć oprocentowanie kredytu dokładnie o 5 punktów procentowych. Uniknąłem również prowizji którą płaciłem za pierwszym razem. Wychodzi więc na to, że bardzo opłaca się szukać tańszych ofert w innych bankach - 5 punktów procentowych oszczędności to 50zł rocznie. Przy kredycie w kwocie 24 000zł daje to oszczędność 100zł każdego miesiąca samych odsetek! Jakby nie było - arbitraż cenowy. Zamiast płacić za coś więcej płacimy zdecydowanie mniej. Oczywiście nie ma co przesadzać z kombinowaniem, jeśli nasza sytuacja finansowa jest niepewna. Jednak jeśli nasze dochody są stabilne i problemów z negatywnymi wpisami w Biurze Informacji Kredytowej nie mieliśmy - śmiało możemy zacząć rozglądać się za lepszymi ofertami.

Jeszcze jest kilka sposobów, poza zmianą banku w którym mamy kredyt, na obniżenie naszych comiesięcznych kosztów. Chociażby kredyt odnawialny czy tańsze karty kredytowe lub - co może wydawać się na początku zupełnie bez sensu - spłatę kredytu kartą kredytową! Czasem, jeśli odpowiednio pomyślimy nad tym to takie rozwiązanie może nam się opłacić.

czwartek, 19 lipca 2012

Rozliczenie podatku z Textmarket

Jak pisałem jakiś czas temu - zleciłem pierwszą wypłatę z serwisu Textmarket. Dokładniej chodzi o kwotę 1000zł. Te pieniądze z lekkim opóźnieniem, ale w końcu trafiły na moje konto. Pozostaje jeszcze rozliczenie się z Urzędem skarbowym.

Podatek za zarobki z serwisu Textmarket musimy zapłacić samodzielnie. Po pierwsze należy więc obliczyć jego wysokość. Powiem szczerze: jeśli chcemy zapłacić podatek od zarobków w Textmarket - nie jest to łatwe. Dokładniej mówiąc nie jest łatwe znalezienie jakichkolwiek informacji na ten temat. Pytałem się o tą kwestię kiedyś mailowo Panią Magdę z Textmarket ale nie potrafiła mi odpowiedzieć. Jednocześnie wszystkie zapisy związane z tego typu rozliczeniem są dosyć mgliste, pozostaje więc rozliczenie tego na własną rękę. Poniżej podpowiadam więc jak według mnie powinno wyglądać rozliczenie podatku od zarobków w Textmarket. Według mnie powinno to być kilka kolejnych kroków:

1) Zarobki w Textmarket - określenie poziomu

Pierwszym, najważniejszym elementem jest określenie zarobków brutto. Jeśli zarobiłem w serwisie kwotę 1230zł to od tej kwoty odejmuję VAT w kwocie 230zł (1000zł netto + 23% VAT=1230zł). Wystawiony rachunek przesyłam do serwisu - mój zarobek brutto to 1000zł i taką kwotę powinienem otrzymać na konto. Otrzymałem.

2) Sposób opodatkowania zarobków w Textmarket

Ponieważ trudno określić czym dokładnie jest umowa z serwisem Textmarket mamy niewielki problem. Jednak przeczytałem chyba wszystkie informacje sugerowane przez serwis i dochodzę do wniosku, że umowa z Textmarket to umowa o dzieło. W końcu tworzymy unikalne artykuły a te zdecydowanie mogą być uznawane za dzieło. Umowa o dzieło nie podlega składkom i opodatkowana jest w wysokości 18% od przychodu, możemy jednak uwzględnić (moim zdaniem) koszt uzyskania przychodów, który w takim przypadku wynosi 50% przychodu - w końcu tracimy prawa autorskie do artykułów. Jednak jeśli rachunek opiewa na kwotę niższą niż 200zł to z tego co wyczytałem płacimy 18% od tej kwoty (nie ma kosztów uzyskania przychodów).

3) Podatek z Textmarket - obliczenie

Kolejnym krokiem jest więc obliczenie podatku od zarobków w Textmarket. Pójdzie to już z górki:
Przychód = 1000zł
Koszt uzyskania przychodu = 1000zł * 50% = 500zł
Podstawa opodatkowania = Przychód - Koszt uzyskania przychodu = 1000zł - 500zł = 500zł
Podatek = Stawka podatkowa * Podstawa opodatkowania = 500zł * 18% = 90zł

Podatek związany z Textmarket który muszę zapłacić do Urzędu Skarbowego wynosi więc 90zł. Dla uproszczenia można nie komplikować sobie tego typu obliczeń i od razu liczyć 9% przychodów jako nasz podatek.

4) Przelew podatku do Urzędu Skarbowego za zarobki w Textmarket

Z tego co wyczytałem w Internecie podatek muszę zapłacić najpóźniej do 20 dnia miesiąca następującego po miesiącu w którym pieniądze trafiły na moje konto. Jako, że przelew otrzymałem kilka dni temu to mam jeszcze miesiąc na zapłatę tego podatku. Przelew muszę wykonać na rachunek bankowy mojego Urzędu Skarbowego.

Podsumowanie i zastrzeżenia

Powyższe informacje są jedynie moją prywatną opinią i moim prywatnym sposobem na rozliczenie podatku. Nie odpowiadam za błędy związane zapłatą podatków w związku ze stosowaniem powyższych informacji. Jeśli nie jesteś pewny/pewna - skieruj się do doradcy podatkowego lub do Urzędu Skarbowego. Dołożyłem wszelkich starań, by powyższy tekst był jak najbardziej zbliżony do obowiązujących przepisów jednak nie daję żadnej gwarancji, że powyższy sposób rozliczenia jest prawidłowy. Nie mniej ja zamierzam rozliczyć się z zarobionych w Textmarket pieniędzy dokładnie w ten sposób. Jest to o wiele lepsze niż nie płacenie podatków a w razie wątpliwości Urzędu Skarbowego mogę wyrazić czynny żal i wyrównać obowiązki podatkowe.


środa, 18 lipca 2012

Polskie drogi są super!

Serio, polskie drogi są wyśmienite. Ale żeby nie było za słodko i byśmy wszyscy się czuli lepiej to na początek trochę narzekania.

Oczywiście, polskie drogi są dziurawe. Nie mamy autostrad, samochodów na drogach jest tyle, ilu ludzi w gorący letni weekend w Zakopanem. W Kołbieli można spędzić kilkadziesiąt minut w korku bez większych problemów, tak samo jak w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Wyjazd w piątek z Warszawy potrafi trwać dwie godziny a w Łodzi staram się nie jeździć więcej niż 50km/h i to nie ze względu na potencjalny mandat ale ze względu na najgorszą moim zdaniem jakość dróg w Polsce.

Narzekać można, ale ja jestem mile zaskoczony. W ciągu ostatniego tygodnia zrobiłem ponad 1500 kilometrów zahaczając między innymi o Lublin, Warszawę, Łódź, Wrocław czy Katowice. Jeździło mi się bardzo dobrze mimo, że kilka niedoróbek jeszcze jest. Jednak polskie drogi są już na wysokim poziomie. Pierwszy raz jechałem nowo oddaną autostradą A2 z Warszawy do Łodzi i jestem zachwycony! Czas przejazdu do Łodzi skrócił się o ponad godzinę. Około 100km można spokojnie jechać autostradą nie stojąc w korkach na dotychczasowej trasie.

Drugim bardzo miłym zaskoczeniem była obwodnica Opoczna. Już z kilka miesięcy nie jechałem tą trasą ale pamiętam, że obwodnica Opoczna była w budowie od dłuższego czasu. I co? Super! Nawierzchnia idealna (miejscami lepsza niż na A2, ale to ze względu na brak warstwy ścieralnej), bardzo dobre oznakowanie, bardzo mały ruch i żadnych problemów z wjazdem na tą obwodnicę. Jedzie się nią tak samo jak obwodnicą Kraśnika a tylko nieco gorzej niż obwodnicą Garwolina (no, ale tu mamy dwupasmówkę). Polskie drogi są coraz lepsze.

Pamiętam, jak kilka lat temu jeździłem do Czech. Jeśli wybieraliśmy się tam autokarem to ostatnich kilkadziesiąt kilometrów męczyliśmy się na kiepskich drogach i wjazd do Czech był dla amortyzatorów wszystkich pojazdów jak zimne piwko po ciężkiej pracy w upalny letni dzień. Drogi tam były świetne, u nas fatalne. A teraz? Drogi dojazdowe (tamte którymi jeżdżę) są odnowione w co najmniej tak wysokim standardzie jak w Czechach, różnica niezauważalna.

Autostrady. Polskie drogi tego typu są moim zdaniem budowane na wysokim poziomie. Nie miałem przyjemności jeździć po krajach zachodnich, jednak czeskie autostrady wydawały mi się gorszej jakości. Słowackie chyba też. W porównaniu z węgierską autostradą nasze są budowane na pewno w wyższym standardzie. Serbska autostrada to coś jak u nas trasa numer 1 która jest kiepskiej jakości ale za to ma dwa pasy w każdą stronę. Macedonia? Autostrada to dwa pasy dużo węższe niż u nas, pobocze o połowę mniejsze i zamiast pasu zieleni są betonowe bloczki które jeszcze zmniejszają optycznie trasę. Polskie drogi w porównaniu z tymi, które widziałem w wielu miejscach są bardzo dobre.

Nie zdziwię się, jeśli zaraz ktoś zacznie marudzić, że u niego na osiedlu droga wygląda jak dziurawy ser a do pracy 50km jedzie ze średnią prędkością 35km/h. Zgodzę się, że nie wszystko jest idealne ale jednak drogi mamy już na dobrym poziomie i zdecydowanie zauważam jego wzrost. Chociażby wiele miejscowości które dostało pieniądze z budżetu na zwykłe, gminne, kilkukilometrowe odcinki. Tylko to zdecydowanie poprawiło standard wielu dróg!

Podsumowując chciałbym tylko zaproponować jedno: jeśli narzekasz na polskie drogi to zrób sobie wakacje w Albanii, spojrzysz na nasz kraj z innego punktu widzenia i ucieszy cię niewielka koleina zamiast wielkiej dziury, ucieszy cię dwupasmówka mimo, że coś Ci w niej do tej pory nie odpowiadało. Będziesz zadowolony z każdego kilometra autostrady w naszym kraju. Polskie drogi w porównaniu z tym co było jeszcze kilka lat temu są wspaniałe i będzie coraz lepiej.

P.S. Powyższy teks nie był sponsorowany przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad ani przez żadne ministerstwo ;)

niedziela, 15 lipca 2012

Wypłata z Textmarket i podsumowanie miesiąca.

Jak co miesiąc w okolicy 15 staram się opublikować podsumowanie ostatniego miesiąca mojego zarabiania za pośrednictwem serwisu Textmarket. Na początek zacznijmy jednak od dobrej informacji: Textmarket płaci! :) Jak pisałem w poście pod tytułem "Dodatkowe 899,61zł w ciągu miesiąca? Żaden problem!" zleciłem pierwszą wypłatę. Jako, że na moim koncie zebrała się kwota 1230zł to po odliczeniu 23% VAT przesłałem firmie rachunek na kwotę 1000zł i taka kwota powinna wpłynąć na moje konto po 14 dniach.

Niestety płatność opóźniła się o kilku dniach, jednak po wysłaniu w maila z przypomnieniem o braku płatności z ich strony oraz o tym, że powinni w takim razie naliczyć mi odsetki ustawowe -następnego dnia dostałem maila od Pani Magdy, że za chwilę będzie wszystko wyjaśniać. Po kolejnych kilku godzinach otrzymałem informację, że przelew został wykonany i następnego dnia pieniądze znalazły się na moim koncie w mBanku. Oto dowód:


Pozostało jedynie rozliczenie się z Urzędem Skarbowym. Zarabianie z Textmarket staje się więc jak najbardziej realne i mogę je polecić osobom, które mają wolną chwilę.

No a teraz podsumowanie minionego miesiąca. Niestety był on niesamowicie leniwy i to nie tylko ze względu na pogodę. Praktycznie nie dodawałem nowych tekstów co widać po zarobkach, nie realizowałem również żadnych zleceń - poza jednym dosłownie "rzutem na taśmę" przed napisaniem tego posta. W efekcie w minionym miesiącu sprzedałem 34 artykuły które zostały wprowadzone przeze mnie wcześniej i wykonałem jedno zlecenie na 5000 znaków.

Stan mojego konta w serwisie Textmarket wynosił 15,21zł miesiąc temu. Aktualnie po uwzględnieniu zapłaty za artykuł na zlecenie wzrośnie do 266,48zł co da mi zarobek w ostatnim miesiącu na poziomie 251,27zł. Całkiem nieźle jak na tak leniwy miesiąc. Wszystkie artykuły i tak wisiały na stronie - fajnie, że znalazły nabywców. Do sprzedaży mam jeszcze w systemie 84 niesprzedane artykuły, ale będzie trzeba w końcu wziąć się do roboty i nadrobić utracone przez lenistwo pieniądze. A z osób poleconych wpadło dodatkowo 0,17zł . W kolejnym sprawozdaniu musi się znaleźć kwota co najmniej 500 złotych zarobionych przez pisanie!

sobota, 14 lipca 2012

Mbank szachuje Alior Bank


Nie minęło sporo czasu a mile zaskoczył mnie telefon od pracownika firmy obsługującej mBank. Co prawda nie był on zbyt kompetentny i nie posiadał wiedzy którą powinien posiadać (na przykład nie rozróżniał oprocentowania nominalnego od rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania) jednak zaproponował mi kredyt gotówkowy. Nie potrzebuję pieniędzy, jednak oferta mnie zainteresowała.

Jak dobrze wiecie z wpisu w którym opisywałem kredyt konsolidacyjny w Alior Banku dotychczasowa moja umowa zawiera oprocentowanie w wysokości 15,5% w skali roku. Do tego zero opłat, brak ubezpieczenia, żadnych kosztów dodatkowych. Telefon od pracownika firmy obsługującej mBank wiązał się z nieco lepszą propozycją. Otóż zaproponowano mi kredyt gotówkowy oprocentowany na 15,1% w skali roku i również zero opłat, prowizji i kosztów ubezpieczenia.

Moja oszczędność z przeniesienia kredytu do mBanku wyniosłaby, jak szybko obliczyłem, jakieś 66zł w skali roku. Kilka złotych miesięcznie. Niewiele i właściwie nie ma sensu przenoszenie kredytu tylko po to, by zaoszczędzić piwo miesięcznie. Zwłaszcza, że znów będę musiał namęczyć się z wcześniejszą spłatą kredytu w Alior Banku. Jednak prawdopodobnie zdecyduję się na to rozwiązanie z innego powodu – mBank jest moim głównym kontem i wcześniejsza spłata kredytu nie wymaga bezsensownej papierologii. Daje to bardzo dużą przewagę mBanku nad Alior Bankiem.

Od razu po rozmowie telefonicznej z pracownikiem firmy zewnętrznej obsługującej mBank (dowiedziałem się o tym z umowy kredytowej) dostałem maila z potwierdzeniem tych informacji i po kilku godzinach umowa została mi udostępniona w systemie transakcyjnym mBanku. Po drodze miałem jeszcze jeden telefon od pracownicy mBanku – by zweryfikować błędnie wprowadzony numer dowodu (wina pracownika wprowadzającego dane). W chwili obecnej tylko jedno kliknięcie w systemie dzieli mnie od uruchomienia tej gotówki. Na ostateczną decyzję mam 7 dni.

Zobaczymy, czy Alior Bank zaproponuje mi obniżenie oprocentowania bym został z kredytem w ich banku. Prawdopodobnie szeregowy pracownik nie będzie mógł zbyt wiele zrobić, jednak być może mail do dyrektora oddziału w czymś pomoże. Zobaczymy, co się będzie działo w najbliższych kilku dniach.

piątek, 13 lipca 2012

Do Alior Banku zawsze chodzisz 3 razy.

Jak pisałem jakiś czas temu – zdecydowałem się na konsolidację kredytów. Posiadałem do tej pory dwa kredyty gotówkowe w mBanku oraz w BZ WBK. Oba kredyty gotówkowe zamieniłem na jeden kredyt w Alior Banku. Podstawową przesłanką było zmniejszenie oprocentowania. Do tej pory BZ WBK utrzymywał dla mnie oprocentowanie w wysokości 16,99% a mBank niedawno podniósł oprocentowanie do 20,1%. W Alior Banku otrzymałem ofertę na poziomie 15,5% bez żadnej prowizji i bez dodatkowych opłat. Korzystnie.

Niestety obniżenie oprocentowania kosztowało mnie aż 3 wizyty w Alior Banku. Pierwsza rozmowa to omówienie warunków i wstępna propozycja najkorzystniejszego rozwiązania. Nie miałem jeszcze zaświadczenia o zarobkach, a kwota powyżej 10 000zł wymaga dostarczenia go. Druga moja wizyta to już normalne złożenie dokumentów i od razu podpisanie umowy. Po weryfikacji umowa ta jest umową kredytową i pieniądze są od razu uruchamiane. Niestety wiąże się to z koniecznością dostarczenia umów z poprzednich kredytów – co  uczyniłem. Do tego podpisanie całej masy dokumentów – koszmar.

Po mniej więcej dwóch dniach otrzymałem telefon od Pani Moniki, która mnie obsługiwała, o decyzji odmownej wydanej przez analityka. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze na jednej z umów nie było moich podpisów. Żeby było śmieszniej, na tej umowie, chodzi o mBank, nie było miejsca na moje podpisy bo umowa była zawierana elektronicznie! Drugi powód odrzucenia wniosku to brak umowy o kredyt studencki sprzed jakichś 7 lat (kredyt spłacam, byłem poinformowany o braku konieczności dostarczenia dokumentów z nim związanych).

Po znalezieniu umowy o kredyt studencki wybrałem się z trzecią wizytą do Alior Banku by kolejny raz podpisać umowę (znów cała masa papierów) i po dwóch dniach otrzymać informację o tym, że pieniądze zostały już przekazane na moje rachunki bankowe. Bardzo dużo zachodu i co najmniej kilka godzin zmarnowanych – jednak oszczędność kilkudziesięciu złotych miesięcznie była nie do pogardzenia.

Alior Bank dostał u mnie jeszcze jednego, bardzo dużego minusa. Wcześniejsza spłata części kredytu wiąże się z koniecznością przelania pieniędzy na rachunek kredytu, osobistego dostarczenia do banku specjalnego druku z deklaracja wcześniejszej spłaty części kapitału oraz przesłania nam pisemnego harmonogramu z najbliższymi 12 ratami. Totalnie bez sensu. W mBanku wystarczy przelanie kwoty i z rachunku i po sprawie.

Podsumowując: duży plus za obniżenie oprocentowania, duży minus za zmarnowaną sporą ilość czasu i jeszcze większy za kombinacje związane ze wcześniejszą spłatą kredytu. Mimo wszystko jestem zadowolony – zawsze trochę pieniędzy zostanie w kieszeni.

P.S. Kredyt odnawialny w Alior Banku również udało się załatwić dopiero za trzecią wizytą...

środa, 11 lipca 2012

Z VATem czy bez VATu?

Sytuacja taka powtarza mi się co jakiś czas. Gdy zepsuje mi się samochód, potrzebuję coś naprawić czy kupić często mam nieprzyjemność prowadzić taki dialog:

- Ile płacę?
- 50zł
- Ok, proszę. Poproszę również fakturę, tu są dane.
- A, jak z fakturą to jeszcze do tego VAT!

Taka sytuacja zakrawa o wyłudzenie pieniędzy, a już na pewno jest to próba uniknięcia opodatkowania, co mi się jak najbardziej nie podoba. Oczywiście rozumiem, że dużo osób ma "swojego" mechanika który daje fakturę na części a robociznę robi na lewo i z taką sytuacją walczyć jest bardzo trudno. Jednak (nie jestem z Urzędu Skarbowego) jeśli przychodzę jako klient "z ulicy" i właściciel takiego zakładu "proponuje" mi dopłacenie podatku VAT do faktury - zdecydowanie zmieniam swoje podejście do takiej osoby.

Po pierwsze mając fakturę lub rachunek możemy reklamować usługę, jeśli okazała się wykonana nieprawidłowo. Jeśli na przykład mechanik źle naprawi nam samochód i spowoduje to większe uszkodzenia - bez faktury nic nie zdziałamy i możemy co najwyżej nasłać na taką osobę kontrolę skarbową. Po drugie, jeśli cena została ustalona na 50zł to o ile mi wiadomo cena powinna być kwotą brutto (chyba, że sprzedawca zaznaczy, że jest to kwota netto). W takim wypadku w 50zł powinien zawierać się już podatek.

Policzmy sobie, jak wygląda przychód przykładowego mechanika:
- 50zł bez podatku - 50zł do kieszeni
- 50zł + VAT = 50zł do kieszeni +  11,5 VAT, cena dla klienta 61,5zł
- 50zł z VAT = 40,65zł do kieszeni i 9,35zł VAT, cena dla klienta 50zł

Niby w każdym wariancie płacimy 50zł, ale czy jest to bez VAT czy z VAT sprawia, że jest to zdecydowana różnica w cenie i przychodzie takiej osoby. Na szczęście można w prosty sposób kontynuować tą rozmowę:

- Podał mi Pan cenę 50zł, dlaczego więc Pan ją podnosi? Nie powinno się tak robić.
- Faktycznie, nie powinno. Przepraszam
(powyższe dwie wypowiedzi to faktyczna, dzisiejsza rozmowa)

Ale przykładowy mechanik może odmówić obniżenia ceny, wtedy oczywiście możemy się kłócić mówiąc na przykład:

- Dlaczego podał mi Pan cenę 50zł a żąda Pan ode mnie wyższej kwoty? Nie zaznaczył Pan, że kwota za usługę jest kwotą netto w związku z czym jest ona kwotą brutto i taką kwotę mogę zapłacić. Tu są dane do faktury.
- Musi Pan zapłacić 61,5zł
- Rozumiem, że chciał Pan uniknąć zapłaty podatku od świadczonej usługi? W związku z powyższym zmuszony jestem poinformować o Pana działalności Urząd Kontroli Skarbowej.

Na szczęście nie musiałem jeszcze nigdy informować UKS bo przeważnie idzie się dogadać z takim mechanikiem. Możecie mieć mnie za chama lub buraka, bo chcę płacić VAT. Ale jeśli przykładowy mechanik pracuje 30 minut, bierze 50zł i woła ode mnie dodatkowe pieniądze za VAT - to mnie krew zalewa. I nie chodzi o o tych kilka złotych ale o chamstwo i bezczelność z jaką podchodzi się do mnie jako klienta. W przypadku pierwszej lepszej kontroli taki warsztat dostaje karę, a dlaczego akurat ja nie mógłbym być z UKS?

Z tego co zauważyłem to nie ma tego problemu na nieco większych stacjach, które i tak mają wszystko księgowane. Najgorzej jest w przydomowych czy rodzinnych firmach w małych miejscowościach.

Ale, żeby mechanicy nie czuli się pokrzywdzeni, paragon lub fakturę (w zależności czy koszt jest prywatny czy firmowy) biorę zawsze. W pizzerii -  usługi gastronomiczne to kolejny drugi problem z podatkami, jednak tu nie ma problemu z podnoszeniem ceny ale z niewystawianiem rachunków - wystarczy się grzecznie upomnieć, a obsługa przeprosi i przyniesie paragon. W innych miejscach problemów tego typu jest mniej, jednak w każdej branży się one zdarzają. Najłatwiejszym sposobem na ten problem jest płacenie kartą - zostaje ślad i sprzedawca musi wystawić paragon lub nakombinować się przy unikaniu kilku złotych podatku.

No i na koniec jeszcze jedna kwestia. Udział szarej strefy w naszym PKB to około 25% (wikipedia). 1 522,7 mld złotych - tyle wyniósł nasz PKB w zeszłym roku. 25% z tej kwoty to ponad 380 miliardów złotych! Gdyby cała ta kwota była płacona legalnie i zawierała 23% podatku VAT to do budżetu wpłynęłoby dodatkowo 71 miliardów złotych. Jednym z droższych odcinków autostrady był odcinek Warszawa-Pruszków - około 60mln zł za kilometr. Za 71mld zł można by zbudować w Polsce prawie 1200km autostrady po tych cenach. Na 9 czerwca 2012 roku oddanych do użytku było w naszym kraju 1196,5km autostrad. Czyli w ciągu jednego roku można by teoretycznie rozpocząć budowę takiej samej ilości autostrad jakie już mamy. A wszystko przez głupich kilka złotych VATu których się uczepiłem.

poniedziałek, 9 lipca 2012

O zrozumieniu kryzysu i wakacyjnych wyjazdach

Mimoa.eu
Zajęło mi to jakiś tydzień. Przez ostatnie siedem dni nie zrobiłem nic konstruktywnego. W pracy niższa efektywność, po godzinach ucieczka od upału w błogie lenistwo i nawet przy komputerze niewiele byłem w stanie zrobić by zwiększać PKB naszego kraju. Zrozumiałem kryzys. Zarówno Grecja, Hiszpania jak i Portugalia to kraje tak gorące, jak Polska w ubiegłym tygodniu. 35 stopni w cieniu to dla mnie za dużo, pewnie za dużo również dla wielu innych osób. Z tego powodu ogarnęła mnie niesamowita niechęć do wszelkiej pracy i najchętniej siedziałbym przez ten czas w wannie.

Co ciekawe, w tym samym czasie na Bałkanach można było miejscami siedzieć w błogich 24 stopniach obserwując przepiękne burze... no ale kto by pomyślał, że pogoda spłata nam takiego psikusa? ;)

eostroleka.pl
W ostatnich dniach doszła nas również wiadomość o bankructwie jednego z największych biur podróży. Kilka tysięcy osób utknęło za granicą, lecz upadku tego biura na pewno nie spowodował kryzys zaufania panujący na sporej części naszego kontynentu. W Polsce nie ma i w ciągu ostatnich kilku lat nie było kryzysu (lub dla pesymistów: kryzys był u nas zawsze i w tej materii nic się nie zmieniło przez ostatnich kilka lat). Upadek biura podróży uczy nas jednak kilku bardzo ważnych rzeczy:


1) Najlepiej organizuj wyjazd samodzielnie, powinieneś oszczędzić sporo pieniędzy a przygotowanie wszystkiego już samo w sobie często jest wielką frajdą
2) Pieniądze na wyjazd odkładaj, zbieraj, gromadź lub planuj - nie wyjeżdżaj na urlop za pożyczone pieniądze lub na kredyt!*
3) Sprawdzaj biuro podróży, choć nie zagwarantuje Ci to dobrych wczasów ani pewności, że biuro podróży nie zbankrutuje to jednak możesz zmniejszyć prawdopodobieństwo wyboru złego tour operatora

W punkcie drugim umieściłem gwiazdeczkę, bo przypomniała mi się zeszłoroczna sytuacja, kiedy moja znajoma, studentka, planowała z koleżanką wyjazd na Dominikanę. Wyjazd kosztujący między 5 a 6 tysięcy złotych, ona z tysiakiem w ręku i obiecanym drugim tysiakiem od rodziców. Miesięczne przychody studentki to około 1000zł z czego połowa idzie na mieszkanie, a jedna czwarta na papierosy i alkohol. I chciała pożyczyć (!) brakujące pieniądze tylko po to, by bawić się przez 14 dni. Spłacała by to przez rok, jedząc jedynie to, co przywiozłaby z domu. Owszem, czasem zaszaleć można, ale nie warto raczej wydawać kilkukrotności naszych miesięcznych przychodów na kilku czy kilkunastodniowe balowanie. Wydaje mi się, że optymalnym rozwiązaniem jest przeznaczenie naszego miesięcznego wynagrodzenia na dwutygodniowy wyjazd (oczywiście jeśli posiadamy dzieci - musimy je w tej kwocie uwzględnić, a dochody małżonków możemy zsumować). Takie rozwiązanie da nam pewność, że nie popadniemy w kłopoty finansowe zaraz po powrocie z wakacji. 

Osobiście nie wydałem nigdy więcej niż 3000zł na tygodniowy wyjazd (Islandia), a często wyjazd na 7-10 dni potrafię skalkulować na kilkaset do tysiąca (z niewielkim ogonkiem) złotych. Wszystko opiera się na dobrym zaplanowaniu wyjazdu i dostosowaniu oczekiwań do możliwości finansowych (i odwrotnie).

Dziś było już nieco chłodniej, więc i przyjemniej jest się złapać za kawałek roboty, mam nadzieję, że podobnie będzie w najbliższych dniach. W końcu muszę napisać kilka postów, na które tematy pojawiły się w ostatnich dniach - chodzi między innymi o ceny w Chorwacji, kredyt konsolidacyjny w Alior Banku (w końcu udało się załatwić wszystkie papiery) czy o oszczędzanie na opisywane wyżej wakacje. Trochę brzydsza pogoda i od razu większe chęci do pracy!