wtorek, 14 stycznia 2014

O śwince skarbonce

Przeczytałem dziś wpis na jednym z blogów, który zachęcił mnie do przedstawienia wam mojego sposobu radzenia sobie z "drobniakami". Wpis pod tytułem "Świnka skarbonka" nie zawiera mnóstwa informacji, nie jest też czymś, co zmieni Wasze życie. Ale każdy taki wpis to szansa na to, że ktoś zacznie oszczędzać, a później nawet inwestować pieniądze.

W moim przypadku świnka skarbonka jest metalową puszką, która kupiona została za kilkadziesiąt koron w Czechach (w Polsce dostępne są podobne). Jest spora, dzięki czemu mieści się tam wiele monet. Ale to tylko część prawdy.

Przyznam się, że nienawidzę monet jako środka płatności. Są ciężkie, jest ich zawsze dużo i zawsze się gdzieś pamiętają. Jeśli tylko mogę - płacę kartą. Jeśli nie - banknotami. W efekcie tego rozwiązania pojawiają się też monety. A jeszcze do niedawna mój portfel był pozbawiony miejsca na monety. Co więc działo się z metalowym pieniądzem? Trafiał do dwóch miejsc: kieszeni (najczęściej w kurtce) oraz popielniczki w samochodzie (nie palę, więc nadaje się ona idealnie).

Monety w popielniczce idealnie przydają się do opłat za parking, lecz z czasem staje się ich zbyt dużo i należałoby się ich jakoś pozbyć. Podobnie zresztą z monetami w kieszeniach - nie lubię zbędnego obciążenia, więc te szybko lądują na biurku lub od razu w skarbonce. W efekcie wszystkie monety i tak trafiają do jednego miejsca.

Jaki jest tego efekt? Rocznie zbiera się kilkaset złotych. Kwota całkiem konkretna.

I na koniec jeszcze jedna ciekawostka - identyczna skarbona, różniąca się jedynie wzorem namalowanym na puszce, trafiła do bardzo bliskiej mi osoby. Efekt? Początkowo mizerny, ale jak już skarbonka zaczęła się napełniać, idzie coraz lepiej. Po jej otwarciu pewnie przyjdzie miłe zaskoczenie i jedna lekcja: oszczędzanie się opłaca!