niedziela, 24 sierpnia 2014

Ile warte jest sto dolarów?

Znalazłem dziś niezwykle ciekawy artykuł na amerykańskiej stronie magazynu Forbes, którego tytuł to: "How Far $100 Goes In Each State And Major Metropolitan Area". Opisane jest tam przeliczenie wartości stu dolarów amerykańskich na towary i usługi, które możemy kupić w poszczególnych Stanach. Jak się okazuje, geoarbitraż jest możliwy wszędzie, nawet w uznawanym za zamożny kraju.


W przypadku "najtańszych" Stanów za 100 dolarów można kupić towary i usługi warte 115,74 $. Blisko 16% więcej! Ale co ciekawe, w przypadku "najdroższych" Stanów za 100 dolarów możemy kupić jedynie towary i usługi warte 84,60 $. A więc ponad 15% mniej. Różnica już na pierwszy rzut oka wydaje się kolosalna - w "najtańszym" ze Stanów za 100 dolarów możemy kupić towary i usługi warte 36,8% więcej, niż w przypadku stanu "najdroższego"! Co ciekawe, najdroższym ze Stanów/Metropolii jest Waszyngton, a najtańszym Missisipi.

Różnica ta jest olbrzymia, a pewnie mogłaby być jeszcze większa gdyby wyznaczyć najtańsze nie Stany, ale na przykład miejscowości. Przeprowadzenie się z Waszyngtonu do Missisipi jest w stanie podnieść standard życia o prawie 37% przy założeniu tych samych zarobków. Oczywiście z tym może być ciężko, jeśli uwzględnimy chociażby to, że Waszyngton jest stolicą i znajduje się tam mnóstwo dobrze opłacanych stanowisk zarówno w firmach prywatnych jak i w administracji państwowej.

Podobnie jest w przypadku naszego kraju, choć dokładnych danych na chwilę obecną nie posiadam. Osoba zarabiająca w Warszawie 4887 zł brutto (średnia dla województwa mazowieckiego w kwietniu 2014 roku) nie ma się czym pochwalić w stolicy. Połowę zarobków przeznaczy na utrzymanie mieszkania, reszta starczy na przeżycie miesiąca w niezły sposób. Jednak ta sama kwota zarobków w najbiedniejszych regionach kraju pozwoli nie tylko na osiągnięcie przewagi w samej kwocie dochodu. Dodatkowo niższe koszty utrzymania oraz niższe ceny powinny sprawić, że możliwości zakupowe jeszcze się poprawią.

Patrząc na to z punktu widzenia "stówy" - za taką kwotę w Warszawie możemy z pewnością kupić mniej piw, pizz czy obiadów w restauracjach niż na przykład w Łomży, Mławie czy Chełmie. I to uwzględniając stołowanie się w reprezentacyjnych lokalach w centrach miast.

Geoarbitraż jest więc idealnie widoczny w ramach każdego kraju, o ile ceny nie są regulowane. Jednak prawdziwie potężną różnicę możemy odczuć przeprowadzając się do biedniejszych państw. Z pewnością nie jeden Amerykanin z Missisipi byłby zachwycony wartością jego stu dolarów chociażby w Mołdawii, gdzie średnia pensja netto to 263 dolary.

środa, 9 kwietnia 2014

Napiwki - mój głos w sprawie

Przed chwilą trafiłem na niezwykle ciekawy artykuł napisany przez Magdę: "Napiwki [ile i dlaczego tak dużo?]" - i podświadomie od razu poczułem się wywołany do tablicy. Więc jak to jest z tymi napiwkami?

Polska

Źródło: yourfriendlyneighborhoodbarista.files.wordpress.com
W naszym pięknym kraju możesz dać napiwek, możesz go nie dać. Dla mnie sprawa jest prosta: jeśli obsługuje mnie kobieta - a tak jest zazwyczaj - napiwek daję, jeśli kelnerka jest uśmiechnięta i nie mam nic do zarzucenia poziomowi obsługi. Jeśli dziewczyna zachowuje się jakby miała klienta gdzieś to nawet jeśli zjadłbym najlepsze danie, to zdecydowanie nie będzie ona zasługiwała na napiwek. Ale kucharz owszem. W przypadku mężczyzn mnie obsługujących napiwek daję wtedy, gdy obsługuje mnie on w sposób kompetentny - sugerując potrawy czy sprawdzając po ich podaniu czy wszystko jest ok. Gdy daję napiwek, zazwyczaj płacę gotówką i zaokrąglam rachunek w górę o kwotę nie mniejszą niż 10% - no ale też nie ma sensu dawać napiwku na poziomie 50 groszy jak kupuje się jedno piwo za piątaka.
A co gdy nie chcę dać napiwku, bo nie jestem zadowolony z obsługi? Płacę kartą - choć część firm umożliwia pobranie w ten sposób napiwku, to nie zdarzyło mi się nigdy, by kelner w naszym kraju się o niego upomniał.

Czechy

W Czechach, jak pisze Magda, napiwek jest wręcz wymagany. Absolutnie się z tym nie zgadzam! W tym kraju spędzam od 10 lat co najmniej 2 tygodnie w roku i jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się, by ktokolwiek upomniał się o napiwek. A restauracje są wtedy podstawą mojego wyżywienia. Nie miałem takiej sytuacji ani w podrzędnym barze w małej miejscowości, ani w restauracji na poziomie w dużym mieście. A co do samego zostawiania napiwków - zazwyczaj jedzenie mi bardzo smakuje, więc płaconą kwotę zaokrąglam w górę. Ale jeśli zamawiam dwa piwa po 25 koron - raczej nie będę dawał dodatkowej gotówki kelnerowi.

Włochy

Byłem tam raz. Kilka wizyt w restauracjach, więc dużego porównania nie mam. Choć faktycznie podczas pobytu w Wenecji poruszyło mnie to, że w menu była informacja o obowiązkowym wynagrodzeniu kelnera - zazwyczaj więc rezygnowaliśmy z takich restauracji. 2 euro w przypadku wizyty kilku czy kilkunastu osób w restauracji, zwłaszcza jeśli zamawia się jedynie po kawałku pizzy czy kawie, jest faktycznie kwotą sporą. Ale to inna kultura i moja wizyta była w czasach studenckich, kiedy napiwki też dawało się mniejsze.

Macedonia

Tam byłem 2 razy - Magda nie pisze o tym kraju (wspomina za to Japonię oraz Węgry). Ze swojego doświadczenia napiszę, że nigdy nikt nie upomniał się o napiwek, a w dużej mierze to właśnie restauracje mnie żywiły. Jednak tam zazwyczaj napiwek zostawiałem. Dlaczego? Bo po prostu ceny są stosunkowo niskie i nie jest to problemem. Jeśli jesteśmy na wakacjach i płacimy za posiłek dla dwóch osób w restauracji 30 złotych, to nie ma problemu z dorzuceniem kilku dodatkowych. W Macedonii jest to szczególnie proste, bowiem najmniejszy banknot to 10 denarów, czyli jakieś 60-70 groszy. Możemy więc zostawić nawet niewielki napiwek. Co ważne, średnia pensja krajowa netto to w tym kraju mniej więcej tego, co połowa u nas. A jeśli jeszcze założymy, że kelner zarabia połowę średniej krajowej to wyjdzie na to, że jego miesięczne zarobki wyniosą 10 000 denarów. 100 denarów napiwku (6-7 złotych) da mu więc 1% miesięcznych dochodów. To tak, jakby kelner zarabiający w Polsce 1500 złotych netto dostał napiwek na poziomie 15 złotych.


Podsumowując, co kraj to obyczaj. Zazwyczaj lepiej zostawić napiwek podczas podróży zagranicznych, nawet niewielki. Szczególnie do krajów biedniejszych od naszego - takie jest moje założenie. A w Polsce - jak na wstępie.

P.S. Średni napiwek (uwzględniający cały miesiąc i wszystkich klientów) w przypadku dostawcy pizzy to około 3zł (Warszawa, 4-5 lat temu). Najlepszy w najlepszym miesiącu w roku wykonał ponad 1000 dostaw, więc napiwki spokojnie pokryły mu koszty paliwa i napraw auta, a wynagrodzenie z pizzerii było czystym dochodem (4,40 brutto za kurs + stawka godzinowa).

niedziela, 16 marca 2014

PLNCoin, czyli polski Bitcoin

Jak pewnie wiecie, nie jestem gorącym zwolennikiem Bitcoina. W moim przypadku jest on zupełnie nieprzydatny i traktuję go jako narzędzie czystej spekulacji. Chociaż nie przeczę, można było na nim całkiem nieźle zarobić - narodziła się wręcz nowa branża.

Co ważne, coraz popularniejsze stają się nowe kryptowaluty. Jedną z nich jest ta islandzka - połowę wartości wszystkich pieniędzy otrzymają mieszkańcy tego kraju. Cóż - nie dziwi mnie więc to, że również i nasz kraj w końcu stał się kolebką nowej kryptowaluty. Chodzi oczywiście o PLNCoin.

Jej twórcy na początek zdecydowali się na zaoferowanie nam 100 bezpłatnych PLNCoinów oraz 30 PLNCoinów za zaproszenie znajomego. Co ważne, wystarczy jedynie podanie loginu, hasła i adresu mailowego. Czy warto? Zobaczymy. Nie jestem gorącym zwolennikiem, ale gdyby w przyszłości jeden PLNCoin wartbył 10 złotych, szkoda by było nie skorzystać z takiej opcji ;)

Jeśli chcesz wziąć udział w tym eksperymencie, zarejestruj się klikając w poniższy link:

czwartek, 13 lutego 2014

IKZE a umowa zlecenia i o dzieło

IKZE, czyli indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego to jedno z rozwiązań mających zachęcić nas do samodzielnego odkładania (oszczędzania, inwestowania) pieniędzy na emeryturę. Czy jest ono dobre czy złe - czas pokaże, ale jak to zawsze bywa wiele osób z tego rozwiązania korzysta, a wiele je krytykuje.

Zaletą IKZE jest to, że możemy od dochodu już teraz odliczyć do 4% dochodu, który wpłacamy na IKZE. Największym minusem jest to, że nie wiemy jaka stopa oprocentowania będzie obowiązywała te oszczędności w momencie przejścia na emeryturę. Jednak wpłaty na IKZE nie są możliwe zawsze. Skorzystać z odliczenia możemy, jeśli:
- pracujemy na podstawie umowy o pracę
- pracujemy na umowę o dzieło i opłacamy składki emerytalne
- pracujemy na umowę zlecenia i opłacamy składki emerytalne.

Wszystkie osoby osiągające więc dochody z umowy zlecenia i o dzieło, które nie płacą składki emerytalnej z tego rozwiązania skorzystać nie mogą. W praktyce dotyczy to bardzo dużej liczby osób - w tym mnie. Jednak w dalszym ciągu możemy skorzystać z odliczenia, jeśli pracujemy na umowę o pracę.

Jeśli umowa o pracę opiewa na 3000 złotych brutto, to miesięczne odliczenie wynosi 120 złotych, 1440 złotych w skali roku. I właśnie ta kwota obniży nam podstawę opodatkowania o blisko 260 złotych w tym przypadku.

Jednak opłaca się w końcu zakładać IKZE czy nie? W mojej ocenie tak, ale tylko w przypadku agresywnego inwestowania tych pieniędzy. Jeśli mają leżeć na koncie oszczędnościowym - raczej nie będzie to miało sensu. Jeśli trafią do agresywnych funduszy inwestycyjnych czy też do biura maklerskiego - rozwiązanie okazać się może korzystne. I właśnie z tego ostatniego rozwiązania korzystam.

środa, 12 lutego 2014

Prognoza zużycia prądu - ciąg dalszy

Kilka dni temu opisywałem sposób działania firm dostarczających prąd - w tekście pod tytułem "Prognoza zużycia prądu, czyli wyłudzenie zgodne z prawem" pojawiły się moje mocne wątpliwości co do rachunku za prąd.

Przypomnę, że prognoza zużycia dla kawalerki wyniosła około 330-340 złotych za 2 miesiące użytkowania. Po mojej reklamacji złożonej za pośrednictwem infolinii wszystko bardzo mocno się zmieniło. Wystarczyło wyjaśnienie, że mieszkanie jest niewielkie, nie przebywam tam przez cały miesiąc, a prognoza jest totalnie abstrakcyjna i wymagałaby absurdalnie dużej ilości sprzętu AGD/RTV w moim mieszkaniu.

Co się okazało? To w zupełności wystarczyło. Moja deklaracja chęci płacenia 50 złotych podziałała bardzo dobrze, a nawet lepiej - na maila otrzymałem dość szybko korekty faktur, na których widniały kwoty o ponad 85% mniejsze - zamiast 330 złotych mam zapłacić nieco ponad 40 złotych. Oczywiście jeśli prądu zużyję więcej - przyjdzie faktura zmuszająca mnie do dopłacenia różnicy. Jednak póki co nie będę udzielał nieoprocentowanej pożyczki firmie dostarczającej prąd. 

Jeśli i Wam przyjdą zbyt wysokie faktury - pamiętajcie, że sprawę można wyjaśnić w sposób łatwy i szybki!

środa, 5 lutego 2014

Drugie życie Giełdy Tekstów

W ostatnim czasie właściciel Giełdy Tekstów zdecydował się na zamknięcie i sprzedaż biznesu. Jak pewnie wiecie - pobranie tekstów, wypłacenie pieniędzy i inne transakcje możliwe były jeszcze pod koniec stycznia. Później serwis został zamknięty.

Pisanie artykułów i teksty SEO na zamówienie

Jak się jednak okazało, Giełda Tekstów została zakupiona przez firmę posiadającą bardzo duże doświadczenie w zakresie tworzenia i sprzedaży tekstów. A taki oto mail otrzymali dawni użytkownicy:

"Witam!

GieldaTekstow.pl ma nowego właściciela - Setugo.pl
To dla nas zaszczyt, że dotychczasowa administracja Giełdy postanowiła właśnie nam odsprzedać ten portal. Na początku chciałbym zaznaczyć bardzo wyraźnie: nie zamierzamy łączyć Giełdy z naszymi innymi przedsięwzięciami, Giełda będzie niezależna i dalej rozwijana tak jak zapoczątkowali to poprzedni właściciele.

Giełdę śledzimy od samego początku, nigdy nie traktując jej jako naszej bezpośredniej konkurencji, z racji nieco innego modelu naszych innych przedsięwzięć. Dlatego też uważamy, że możemy rozwijać ją bez większej ingerencji w dotychczasowy model, wspierając Giełdę kampaniami reklamowymi oraz zwiększając współpracę z najaktywniejszymi użytkownikami, tak aby Giełda nie była "pośrednikiem" tylko platformą dla pisarzy, na której mogą znaleźć szybko klientów na swoje usługi.
Giełda jest już on-line! Zapraszamy do współpracy!"

Faktycznie, po zalogowaniu mamy dostęp do naszego konta. Jednak warto zauważyć kilka spraw:
- widoczny jest podgląd historii konta, ale jest on... wyzerowany
- konto - również zostało wyzerowane więc wszystkie pozostałe tam środki przepadły
- artykuły umieszczone już na giełdzie tam pozostały - mogą być więc zakupione "od ręki"
- na Giełdzie Tekstów pojawiły się już pierwsze zlecenia
- serwis pozostaje do dyspozycji użytkowników w prawie niezmienionej formie

Miejmy więc nadzieję, że nowy właściciel nie będzie prowadził biznesu gorzej, niż poprzedni. A może czeka nas nawet jakiś rozwój serwisu? Zobaczymy. Jeśli chcecie się zarejestrować, wystarczy kliknąć w baner poniżej.

Pisanie artykułów i teksty SEO na zamówienie

poniedziałek, 3 lutego 2014

Prognoza zużycia prądu, czyli wyłudzenie zgodne z prawem

Ostatnie miesiące spędziłem w dużej mierze na szykowaniu się do przejęcia od dewelopera mieszkania. Wykończenie, dokumenty, przeprowadzka - to standardowa procedura. Podobnie jak podłączenie się do sieci elektrycznej. I o tym będzie dzisiejsza opowieść.

Źródło: dreamstime.com/

Podpisanie umowy z zakładem z sieci PGE przebiegało niesamowicie sprawnie i w miarę szybko - dużych kolejek nie było. Możliwa była również telefoniczna zmiana błędnie wprowadzonych do systemu danych. Póki co nie miałem więc powodów do narzekań. Aż do czasu, kiedy trafiła do mnie faktura elektroniczna. Nie chodzi o formę - sam przecież wybrałem otrzymywanie ich w tej formie. Chodzi o prognozę zużycia.

Prognoza zużycia energii elektrycznej ma za zadanie oszacowanie potencjalnego jej zużycia w kolejnych okresach rozliczeniowych. Ile więc energii elektrycznej zużyję w kawalerce pozbawionej zbędnego sprzętu (jak energochłonny telewizor) i przy założeniu, że wszystkie żarówki są energooszczędne?

Podpowiedź: znane mi gospodarstwo domowe złożone z 4 osób, mieszkanie trzypokojowe i standardowe zużycie prądu, otrzymuje faktury w wysokości 200 złotych raz na dwa miesiące. Znajomy posiadający kawalerkę w Warszawie płaci za energię elektryczną około 100 złotych raz na dwa miesiące. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy prognoza na kolejne dwa miesiące wyniosła w moim przypadku blisko... 340 złotych!

Zużycie takiej ilości wymagałoby około 2000 kilowatogodzin rocznie. Czyli mniej więcej 7 lodówek działających non stop. Albo 1666 godzin pracy urządzenia o mocy 1200W (suszarka, odkurzacz czy toster). Albo blisko 91 000 godzin świecenia energooszczędnej żarówki o mocy 22W dającej światło takie, jak zwykła żarówka o mocy 94W. 

Praktycznie jedynym urządzeniem w mieszkaniu które musi działać non-stop jest lodówka. Te energooszczędne wymagają poniżej 300 kilowatogodzin w ciągu roku. A co z prognozowanymi pozostałymi 1700 kilowatogodzinami?

Źródło: gstatic.com

Odpowiedź jest jedna, ekonomiczna. Wyobraźmy sobie, że zakład energetyczny ma milion klientów takich, jak ja. Muszą więc płacić za prognozę 340 mln złotych raz na dwa miesiące. Załóżmy jednak, że zużycie będzie o połowę mniejsze i wyniesie 170 mln złotych w skali dwóch miesięcy. Tylko to daje ponad 11 000 złotych netto odsetek przy zdeponowaniu środków na lokacie oprocentowanej w skali 3%. W skali roku daje to ponad 4 miliony złotych dodatkowego zysku. A biorąc pod uwagę, że nadpłacone środki nie są rozliczane od razu - pewnie kwota ta jest o wiele większa.

Co więc zrobić, gdy przesłana nam prognoza jest zdecydowanie zawyżona? Nie pozwólmy, by na odsetkach zarabiał zakład energetyczny. Zażądajmy urealnienia prognozy lub wręcz zmieńmy sposób rozliczenia na taki, na podstawie faktycznego zużycia energii elektrycznej.

A jakie koszty energii elektrycznej ponosisz Ty, drogi czytelniku?

wtorek, 14 stycznia 2014

O śwince skarbonce

Przeczytałem dziś wpis na jednym z blogów, który zachęcił mnie do przedstawienia wam mojego sposobu radzenia sobie z "drobniakami". Wpis pod tytułem "Świnka skarbonka" nie zawiera mnóstwa informacji, nie jest też czymś, co zmieni Wasze życie. Ale każdy taki wpis to szansa na to, że ktoś zacznie oszczędzać, a później nawet inwestować pieniądze.

W moim przypadku świnka skarbonka jest metalową puszką, która kupiona została za kilkadziesiąt koron w Czechach (w Polsce dostępne są podobne). Jest spora, dzięki czemu mieści się tam wiele monet. Ale to tylko część prawdy.

Przyznam się, że nienawidzę monet jako środka płatności. Są ciężkie, jest ich zawsze dużo i zawsze się gdzieś pamiętają. Jeśli tylko mogę - płacę kartą. Jeśli nie - banknotami. W efekcie tego rozwiązania pojawiają się też monety. A jeszcze do niedawna mój portfel był pozbawiony miejsca na monety. Co więc działo się z metalowym pieniądzem? Trafiał do dwóch miejsc: kieszeni (najczęściej w kurtce) oraz popielniczki w samochodzie (nie palę, więc nadaje się ona idealnie).

Monety w popielniczce idealnie przydają się do opłat za parking, lecz z czasem staje się ich zbyt dużo i należałoby się ich jakoś pozbyć. Podobnie zresztą z monetami w kieszeniach - nie lubię zbędnego obciążenia, więc te szybko lądują na biurku lub od razu w skarbonce. W efekcie wszystkie monety i tak trafiają do jednego miejsca.

Jaki jest tego efekt? Rocznie zbiera się kilkaset złotych. Kwota całkiem konkretna.

I na koniec jeszcze jedna ciekawostka - identyczna skarbona, różniąca się jedynie wzorem namalowanym na puszce, trafiła do bardzo bliskiej mi osoby. Efekt? Początkowo mizerny, ale jak już skarbonka zaczęła się napełniać, idzie coraz lepiej. Po jej otwarciu pewnie przyjdzie miłe zaskoczenie i jedna lekcja: oszczędzanie się opłaca!