sobota, 16 listopada 2013

Złoto, złoto, złoto - a nie mówiłem?

Źródło: dailymail.co.uk
Pewnie duża grupa osób zainteresowanych inwestowaniem w złoto będzie się trzymać kurczowo swojej opinii, że złoto jest idealnym zabezpieczeniem portfela na czas kryzysu. W takim razie kryzys jest już za nami.

W ciągu ostatniego roku poruszałem temat złota co najmniej dwa razy, we wpisach pt. "Masturbacja ceną złota" oraz "Złoto nie świeci już tak mocno". Przypomnę jedynie, że złoto nie jest dla mnie produktem inwestycyjnym, a spekulacyjnym - nie przynosi żadnych dochodów (jak mieszkanie - czynsz, lokata - odsetki, czy akcje - dywidenda). Ale do rzeczy. O czym będzie dzisiejszy wpis?

Złoto na początku tego roku kosztowało jakieś 1690 dolarów. Obecnie kosztuje jakieś 1290 dolarów - spadek o blisko jedną czwartą to potężna strata dla inwestorów. Sprawę tą poruszono również w listopadowym numerze magazynu Forbes, pokazując przykład około 30% straty klientów funduszy zarabiających na złocie. Ale prawdziwą informacją roku był dla mnie komentarz Pana Macieja Kołodziejczyka, który jest niesamowicie odkrywczy :). Oto on:

"W mojej ocenie każdy upływający tydzień zwiększa szanse na to, że będziemy mieli do czynienia z końcem korekty."

Serio?! 


Rynek złota ma to do siebie, że jest spekulacyjny. Gdyby ktoś w styczniu powiedział, że cena złota spadnie o 25% - większość osób powiązanych z tym rynkiem stukałaby się w głowę. A przecież nic się nie stało - nie wybuchła żadna katastrofalna wojna, nie powstały nowe kopalnie złota w olbrzymiej ilości, a świat nie zmienił się mocno. Jeśli więc (jak pisałem na początku) złoto jest zabezpieczeniem na czas kryzysu to czy oznacza to, że kryzys minął? Nie, oznacza to jedynie tyle, że nie ma to żadnego znaczenia. Rynkiem złota rządzą spekulanci i częściowo przemysł (który z kolei nie zmienia popytu gwałtownie). Jeśli interesuje Cię ono jako sposób pomnażania pieniędzy - zastanów się dwa razy. 

Na koniec przypomnę jeszcze cytat sprzed roku:

"- Jestem przekonany, że złoto ostatecznie dojdzie do poziomu 5 000 USD za uncję – twierdzi Peter Schiff, szef Euro Pacific Capital."
Oczywiście Peter, oczywiście.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Czy warto kupować energooszczędny sprzęt AGD?

Źródło: okazje.info.pl
Ostatnio miałem okazję kilkukrotnie odwiedzić sklepy sprzedające wszelkiego rodzaju sprzęty gospodarstwa domowego i tym podobne urządzenia. No cóż, zbliżają się spore wydatki na tę kategorię i warto zastanowić się nad zakupami.

Moją uwagę przykuły informacje o energooszczędności sprzedawanych obecnie urządzeń. Chyba nie widziałem ani jednego z klasą "B". Były jedynie "A", "A+", "A++", "A+++"... Czyli jedne lepsze od drugiego. Jednak najważniejsze jest to, czy faktycznie opłaca się kupować sprzęt energooszczędny? Otóż niekoniecznie.

Na początku musimy zrobić niewielkie założenia. Znalazłem na stronie Urzędu Regulacji Energetyki średnią cenę energii elektrycznej dla gospodarstw domowych za rok 2012 na poziomie nieco ponad 50 groszy. Z drugiej jednak strony jeden z serwisów internetowych wskazuje cenę energii elektrycznej w bieżącym roku na około 60 groszy, w zależności od taryfy i lokalizacji. Dla naszych potrzeb przyjmiemy wartość 50 groszy za każdą kilowatogodzinę.

Załóżmy również, że interesuje nas zakup lodówki. Do wyboru mamy dwa modele, nie różniące się niczym poza zużyciem prądu i ceną.

Lodówka #1 kosztuje 1500 złotych i pobiera rocznie 250 kWh
Lodówka #2 kosztuje 1200 złotych i pobiera rocznie 270 kWh

Różnica w cenie to aż 300 złotych, a różnica w poborze energii elektrycznej to jedynie 20 kWh. Na podstawie założeń cen energii elektrycznej (powyżej) dochodzimy do wniosku, że lodówka która jest bardziej energooszczędna pozwoli nam na zaoszczędzenie około 10 złotych rocznie*. Oznacza to, że musiałaby działać bezawaryjnie przez 30 lat, by zwrócił się koszt dodatkowych pieniędzy na nią przeznaczonych!!! Zupełne wariactwo! Raczej nie będzie to bowiem lodówka Mińsk, działająca przez taki okres nawet bez wymiany żarówki.

* - zapewne zdziwi Was pominięcie inflacji. Otóż jak najbardziej ją pomijam, bowiem te 300 złotych oszczędności może pracować przez ten czas na koncie oszczędnościowym i założyć możemy wzrost cen prądu o poziom inflacji (średniorocznie).

Ile więc przy takich cenach musiałaby pobierać prądu droższa lodówka by opłacało się ją kupić, zakładając, że będzie działała przez 8 lat? Jakieś 195 kWh na rok.

Podsumowując, energooszczędne nie znaczy ekonomicznie uzasadnione. Może się bowiem okazać, że pralka, lodówka czy zmywarka choć są o wiele bardziej energooszczędne, to jednak niekoniecznie opłacalne w zakupie. Jeśli na każdym z urządzeń oszczędzamy 10 złotych rocznie + 5 złotych na wodzie, to łączne oszczędności wyniosą 40 złotych. A jeśli każde z nich kosztowałoby dokładnie tyle, co opisane wyżej lodówki - to różnica w cenie zakupu wyniosłaby... 900 złotych. 

Przed zakupem sprawdźcie, czy kupno droższej, ale bardziej energooszczędnej lodówki ma sens. Często nie ma. Ale jeśli macie do wyboru dwa produkty w tej samej cenie o innym zużyciu - wybór staje się wtedy o wiele prostszy.


czwartek, 12 września 2013

O emeryturę zatroszcz się sam

Całe zamieszanie związane z OFE musi nas, Polaków, w końcu czegoś nauczyć. Osobiście jestem zdecydowanym przeciwnikiem całkowitego przechodzenia do ZUS, nie mniej nie będę dziś o tym pisał.

Zamieszanie spowodowane przez rząd bardzo szybko było widoczne na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Indeksy runęły dość konkretnie w ciągu dwóch dni. Jednak spadek ten został szybko odrobiony. Czyżby więc inwestorzy uznali, że zmiany nie są jednak tak złe jak się spodziewali? Czy też pojawili się nowi inwestorzy kupujący "w dołku"? Nie ważne.

Ważne jest to, że to zamieszanie powinno nas nauczyć czegoś ważnego: o emeryturę powinniśmy zadbać samodzielnie, oszczędzając i inwestując pieniądze. Jeśli otrzymamy pieniądze z I i II filara, to będą one raczej niewielkie. Osobiście mam jeszcze tak dużo lat pracy przed przejściem na emeryturę, że nawet niewielkie, comiesięczne oszczędności są w stanie wygenerować mi całkiem solidne dochody w przyszłości.

Proponuję, by robić to w kilku wariantach, jeśli mamy na to środki finansowe:
1. IKE - wpłaty do 11 139 złotych w tym roku, szeroki wachlarz sposobów oszczędzania
2. IKZE - wpłaty do 4% ubiegłorocznego wynagrodzenia brutto (1200 zł rocznie jeśli zarabiamy 2500 zł brutto)
3. Oszczędności w banku - tu sugeruję założenie konta oszczędnościowego i ustawienie niewielkiego zlecenia stałego, na przykład w kwocie 10 czy 15 złotych tygodniowo lub 50 złotych miesięcznie.
4. Oszczędności w funduszach inwestycyjnych - zazwyczaj wystarczy nam 100 zł miesięcznie by oszczędzać systematycznie, na przykład za pomocą Supermarketu Funduszy Inwestycyjnych w mBanku
5. EKO - Emerytalne Konto Oszczędnościowe, które być może zostanie wprowadzone, mogłoby dopełnić sposobów oszczędzania.

Wiem, że za chwilę pojawią się głosy negatywne i to pewnie w wielu aspektach. Ale jeśli ktoś napisze, że zarabia 1000 zł i nie ma z czego oszczędzać, to niech zacznie od oszczędzania 10 zł miesięcznie. Efekty będą widoczne, być może niezbyt szybko, ale będą widoczne.

Pamiętajcie, to od Was zależeć będą Wasze emerytury!

sobota, 13 lipca 2013

Giełda Tekstów - pierwsza wypłata już na koncie!

Dziesięć dni temu napisałem post pod tytułem "Giełda Tekstów - pierwsza wypłata", w którym opisywałem próbę wypłacenia pieniędzy z Giełdy Tekstów po raz pierwszy. Czas oczekiwania na wypłatę to zgodnie z regulaminem 14 dni (podobnie zresztą jak w przypadku serwisu Textmarket). Jakież było moje zdziwienie, gdy pieniądze pojawiły się na koncie o wiele, wiele szybciej... Wypłata pojawiła się na moim koncie 5 dni po zleceniu, a po drodze był jeszcze weekend. Jestem więc bardzo zadowolony.

Tak wygląda screen z konta, na które przyszedł przelew:


Zobowiązany jestem więc z całą stanowczością napisać: Giełda Tekstów wypłaca pieniądze. Podobnie zresztą, jak Textmarket (kolejną wypłatę dopiero co zleciłem) - mamy więc już na krajowym rynku dwie firmy pośredniczące w kupnie i sprzedaży artykułów które pozwalają autorom na zarabianie pieniędzy. Nie jest źle.

Dla nieprzekonanych obietnicami, a przekonanych screenem umieszczam te dwa banery, które pozwolą na szybką rejestrację w jednym z serwisów:


niedziela, 7 lipca 2013

Złoto nie świeci już tak mocno

Złoto to w ostatnich latach świetny temat na prognozy i świetny (?) sposób na inwestowanie. Warto wspomnieć chociażby o prognozach, w których złoto przekraczało cenę 2000, 5000 czy nawet 10 000 dolarów za uncję! Przyjrzyjmy się jednak temu, jak to wygląda faktycznie. Ten wykres przedstawia cenę złota w złotówkach, za ostatni rok:

Źródło: mennicawroclawska.pl

Jakiś czas temu pisałem w artykule pod tytułem "Masturbacja ceną złota" dość niewybrednie na temat prognoz ceny złota. Zdecydowanie krytykowałem inwestycje w ten kruszec i zdecydowanie krytykować będę dalej, podobnie jak to jest w przypadku Bitcoinów. Wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy wyraźnie wskazują na to, że prognozy pewnego wzrostu lub spadku na jakimkolwiek instrumencie finansowym są czystym wróżeniem z fusów, które przeważnie nie ma żadnych podstaw. Dlatego też zdecydowałem się jakiś czas temu na ogłoszenie oficjalnie, że moim zdaniem złoto osiągnie kiedyś cenę "pierdyliarda dolarów za uncję". 

W moim przekonaniu złoto sprawdza się jedynie w urządzeniach, biżuterii i numizmatach. Osobiście nie uważam, że inwestowanie w złoto jest faktycznym inwestowaniem. Dla mnie to w dalszym ciągu jedynie spekulacja, co idealnie udowadnia to tak dramatyczny spadek ceny złota. Podobnie zresztą, jak to miało miejsce w przypadku wirtualnej waluty o której ostatnio jest tak głośno.

Sposobów na pomnażanie własnych pieniędzy jest całe mnóstwo, dlatego każdy z nas powinien samodzielnie wybrać te rozwiązania, które mu pasują. jeśli ktoś wierzy, że ceny w Czechach dalej będą stały w miejscu, a korona będzie się umacniała wobec złotówki - może warto kupić trochę koron czeskich? Albo kilka hektarów ziemi, skoro prognozujemy wzrost cen żywności? Ale czy na pewno warto interesować się produktami, na których zarabia się jedynie spekulując? Takimi dla mnie są właśnie złoto i Bitcoin. I choć złoto ma jeszcze inne zastosowania, to w ostatnich latach spekulanci zdecydowanie się zatracili. Ciekawe, kiedy nastanie moda na inwestowanie w paciorki i muszelki.

Podsumowaniem niech będzie komentarz jednego z czytelników tego bloga pod innym postem, który napisał:

"Ciesz się, że nie kupowałeś złota w dostawie terminowej (dostawa za dwa miesiące, płatność dzisiaj) :)"

Dobre podsumowanie, Rafał! 

środa, 3 lipca 2013

Giełda Tekstów - pierwsza wypłata

Nadszedł w końcu czas, kiedy to postanowiłem wypłacić pieniądze z serwisu Giełda Tekstów. I choć minimum do wypłaty wynosi jedynie 50 złotych, to postanowiłem zaczekać trochę dłużej. Dlaczego? O tym napiszę dalej.

Muszę przyznać, że wypłata pieniędzy za pierwszym razem to prawdziwy horror. Nie dość, że konieczne jest uzupełnienie sporej ilości informacji, to jeszcze musimy umieścić na serwerze Giełdy Tekstów dodatkowe oświadczenia o tym, że jesteśmy (bądź nie) płatnikami VAT lub że jesteśmy przedsiębiorcami (bądź nie). Horror, prawdziwy horror. Ale w końcu się udało i moim oczom ukazał się taki obrazek:


Obecnie czekam więc na to, aż pieniądze w końcu trafią na moje konto bankowe. Serwis ma na to 14 dni - dam znać o efektach, będzie to informacja z pierwszej ręki o tym, czy Giełda Tekstów jest wypłacalna.

Dlaczego więc zaczekałem do zebrania takiej kwoty? Zgodnie z przepisami podatkowymi w przypadku umowy o dzieło na kwotę mniejszą niż 200 złotych nie przysługuje odliczenie kosztów uzyskania przychodów. Jest to dość istotna kwota, bowiem odliczenie sięga 50% wartości osiągniętych przychodów. Moim zdaniem warto więc zaczekać i zebrać właśnie taką lub większą kwotę, nawet jeśli może to trochę trwać. Zresztą, po co bawić się w rozliczanie rachunków na 50 złotych? Jeśli pilnie nie potrzebujemy pieniędzy, to raczej nie warto się bawić w takie małe kwoty.

Jeśli macie ochotę zarejestrować się w tym serwisie, wystarczy, że klikniecie w link poniżej:

sobota, 15 czerwca 2013

Gigant.pl - realizacja zlecenia? 2 miesiące.

Krótka opowieść o tym, ile trwa realizacja zamówienia.

Wybrałem zakupy w sklepie Gigant.pl - kilka książek i płyt, w niektórych przypadkach realizacja sięgała kilku dni. Dla mnie nie był to problem, bowiem każdy z produktów był dość tani i nie był mi niezbędny, choć chętnie przeczytałbym wybrane książki i posłuchał zamówionych płyt.

Jedna z tych ostatnich, polskiego wykonawcy wydana kilka lat temu, była zgodnie z informacją dostępna bodajże w ciągu 8 dni. Wszystkie pozostałe pozycje zostały skompletowane w ciągu  kilku dni, tej jednej płyty brakowało... Po kilkunastu dniach dostałem maila z prośbą o przelanie pieniędzy za dostępne produkty lub informację o czekaniu na brakującą płytę. Czekam. Po mniej więcej 10 dniach to samo. Dalej czekam.

Ile sklepowi zajęło dojście do tego, że jednak dostępnej u nich płyty mi nie dostarczą? dokładnie 2 miesiące. Po dokładnie 2 miesiącach od złożenia zamówienia Gigant.pl poprosił o przelanie pieniędzy za pozostałe produkty oraz wycofał zamówioną przeze mnie płytą ze sprzedaży.

Jeśli czytacie ten post i prowadzicie sklep internetowy, gorąco proszę: nie popełniajcie takiego błędu. Z drugiej jednak strony jeśli zależy wam na jakichś produktach to upewnijcie się, że sklep posiada w sprzedaży potrzebny wam produkt. W przeciwnym wypadku możecie się go nie doczekać...

czwartek, 13 czerwca 2013

Co warto zobaczyć w Czechach?

Źródło: wikipedia
Zbliżające się wakacje to czas, kiedy Polacy chętnie wybierają się za granicę. Jednym z takich miejsc są Czechy, gdzie tylko w pierwszych trzech kwartałach 2012 roku pojawiło się... 315 561 turystów z naszego kraju. Dane te nie uwzględniają osób które tylko przejeżdżały przez Czechy lub wjechały i wyjechały tego samego dnia. Czy jednak wiecie, co warto zobaczyć w Czechach?

W znalezionym przeze mnie tygodniku "Ekonom" znalazło się zestawienie najpopularniejszych atrakcji turystycznych w Czechach. Oto 10 najpopularniejszych miejsc:


  1. Zamek na Hradczanach 1 430 000 odwiedzających
  2. Zoo w Pradze - 1 372 000 odwiedzających
  3. Aquapark w Pradze - 830 000 odwiedzających
  4. Ratusz Staromiejscki w Pradze - 571 000 odwiedzających
  5. Żydowskie muzeum w Pradze - 561 000 odwiedzających
  6. Zoo Żlin-Leśna - 503 000 odwiedzających
  7. Zoo Ostrava - 499 000 odwiedzających
  8. Galeria Narodowa w Pradze - 477 000 odwiedzających
  9. Zoo Pilzno - 461 000 odwiedzających
  10. Petřínská rozhledna - wieża widokowa w Pradze - 421 000 odwiedzających

Nie wiem czy zwróciło to Waszą uwagę, ale moją bardzo mocno: 4 miejsca w pierwszej dziesiątce zajmują ogrody zoologiczne. Czy więc na pytanie: "co warto zobaczyć w Czechach?" powinniśmy odpowiedzieć "Zoo warto odwiedzić w Czechach!"?

Moją uwagę zwróciła jeszcze jedna rzecz. Na 10 najczęściej odwiedzanych miejsc w Czechach, aż 7 znajduje się w Pradze! To tak, jakby turyści w Polsce przyjeżdżali tylko do Warszawy, a czasem odwiedzili Zoo we Wrocławiu, Gdańsku i Poznaniu.

Z mojego osobistego punktu widzenia warto odwiedzić nie tylko Pragę. W tym mieście byłem tylko raz czy dwa razy i jestem zdania, że prawdziwe Czechy są poza Pragą. Warto odwiedzić chociażby Ołomuniec, który został tu zupełnie pominięty. Co warto odwiedzić w Czechach? Na pewno Pragę, ale powinien to być jedynie niewielki epizod w całej podróży po tym pięknym kraju. 

wtorek, 11 czerwca 2013

Kiedy Twój post na siebie zarobi?

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, kiedy jeden napisany przez Was post zarobi na siebie tyle, ile zarobilibyście pisząc go na sprzedaż lub spędzając ten czas na innych, dochodowych zajęciach?

Ile warta jest godzina pracy?

Średnia pensja netto, wypłacana w naszym kraju, to aktualnie około 2730 złotych. Podejrzewam, że większość bloggerów jest osobami raczej inteligentnymi o wysokich aspiracjach i średnią krajową powinniśmy traktować jako minimum. Załóżmy również, że miesiąc to jedynie 160 godzin pracy, co da nam średnie wynagrodzenie netto za godzinę na poziomie jedynie nieco powyżej 17 złotych i tą wartość przyjmiemy w dalszych obliczeniach jako cenę godziny pracy przeciętnego blogera.

Ile zajmuje napisanie jednego tekstu?

Niezwykle ważną kwestią jest czas, jaki musimy poświęcić na napisanie jednego artykułu. Dla jednej osoby stworzenie kilku zdań może być olbrzymim problemem, inne osoby mogą z kolei napisać wiele tekstów w ciągu godziny. Jednak by artykuły miały wartość merytoryczną, konieczne jest również wcześniejsze poznanie tematu, dokształcanie się, a także zweryfikowanie treści artykułu już po jego stworzeniu. Przyjmijmy więc, że napisanie jednego artykułu zajmuje nam godzinę, myślę, że wartość ta w miarę dobrze oddawać będzie przeciętny czas, jaki należy poświęcić na przygotowanie wartościowego tekstu.

Kiedy tekst na siebie zarobi?

Mamy więc oszacowany koszt szacunkowy tekstu. Godzina pracy, czyli siedemnaście złotych. Załóżmy więc, że właśnie dokładnie tyle warte jest napisanie przez nas konkretnego, sensownego i ciekawego artykułu za który właśnie takie wynagrodzenie chcielibyśmy otrzymać. Ale ile możemy otrzymać za 1000 odsłon wpisu? Stawki są niezwykle różne, w zależności od tematyki strony, języka, ilości odsłon, jakości odsłon, uczestnictwa w sieciach reklamowych i wielu, wielu innych. Przykładową dyskusję możecie znaleźć na stronie Zarabianie na blogu. Przyjmijmy na nasze potrzeby, że jako niedoświadczony bloger zarabiać będziemy 2 złote (netto!) za każdych 1000 wyświetleń naszego postu. Co za tym idzie, koniecznych będzie 8500 wyświetleń posta byśmy zarobili oczekiwanych przez nas 17 złotych. Każda dodatkowa odsłona to czysty zysk ponad to, co chcieliśmy zarobić, wręcz dochód pasywny z już stworzonej treści.

Jak osiągnąć taką ilość odsłon?

Niestety w tym punkcie nie skupię się na pozycjonowaniu i innych sztuczkach, które zdecydowanie zwiększają ilość odsłon czy też dochody z 1000 odsłon. W tej dziedzinie nie jestem ekspertem i z pewnością znajdziecie profesjonalne informacje z łatwością. Mogę jednak dać Wam jedną radę: należy tworzyć treści unikalne i jak najwyższej jakości. Tylko wysoka jakość sprawi, że użytkownicy będą zadowoleni i będą polecać (czy też samodzielnie linkować) naszą stronę z tymże postem. Oczywiście w tym samym czasie moglibyśmy stworzyć na przykład 10 tekstów marnej jakości, które również przyniosą nam taką samą ilość odsłon, ale czy warto iść na ilość zamiast stawiać na jakość? Moim zdaniem niekoniecznie, zwłaszcza wtedy, gdy chcemy tworzyć profesjonalny serwis o określonej tematyce.

niedziela, 9 czerwca 2013

Inwestowanie w srebro: monety

Osobiście jestem zdecydowanym przeciwnikiem inwestowania pieniędzy w złoto i zdecydowanym przeciwnikiem inwestowania dużych pieniędzy w srebro. Jeśli miałbym wybierać, w co zainwestować pieniądze, to żaden z tych metali raczej nie byłby moim wyborem. Nie zmienia to jednak faktu, że posiadam niewielką ilość gotówki zamrożoną w postaci srebrnych monet, które kupowałem jeszcze kilka lat temu. Całe szczęście, nie były to mocno przewartościowane numizmaty, bowiem trzymałem się bardzo prostej zasady, którą dziś chciałbym wam przedstawić.

Źródło: Platine.pl

Najpopularniejszym sposobem inwestowania w srebro jest kupowanie monet bulionowych lub też srebra lokacyjnego w sztabkach. Moja strategia, której dziś również bym się trzymał, zakładała kupowanie monet tanich, wykonanych z tego kruszcu. Jak to działa? W bardzo prosty sposób.

Załóżmy, że w dniu czytania tego postu zobaczysz cenę srebra na poziomie 74 złotych za uncję. Oczywiście mówimy o cenach giełdowych podawanych w dolarach amerykańskich i przeliczonych na złotówki. W tym samym czasie raczej trudne będzie znalezienie srebrnych monet lub sztabek sprzedawanych po cenie niższej niż 95-100 złotych, choć czasem uda się to nam uczynić, na przykład na serwisach aukcyjnych.

Moja strategia zakładała jednak kupowanie nie sztabek, a monet. I to monet emitowanych przez nasz Narodowy Bank Polski, a wyprzedawanych przez kolekcjonerów czy spekulantów.

W chwili pisania tego posta znalazłem monetę o nominale 10 złotych, wyemitowaną w 2004 roku. Powstanie Warszawskie. Masa: 14,14 g, próba: 925. No i teraz w szybki sposób obliczmy, ile jest czystego srebra w tej monecie, mnożąc jej masę przez próbę. Otrzymana wartość to 13,0795g. Musimy teraz obliczyć ile procent uncji stanowi ta wartość, dzielimy więc otrzymany wynik przez 28,3495. Wychodzi nam wynik na poziomie 46,1366% wagi uncji. Teraz wystarczy przemnożyć to przez cenę podaną wcześniej, czyli 74 złote i otrzymany wynik to 34,1389 zł. Tyle warte jest czyste srebro zawarte w tejże monecie. Obecnie kupić ją można po cenie 41 złotych + koszt przesyłki, co czyni tę transakcję nieopłacalną. Podobnie zresztą jak zakup zwykłej sztabki.

Źródło: e-kolekcjoner.pl

Czasem jednak udaje się znaleźć prawdziwe perełki, które sprzedawane są poniżej ceny samego kruszcu! Kilka lat temu udało mi się zakupić między innymi kilka monet XXX-lecie PRL, które wraz z ceną przesyłki kosztowały mnie mniej, niż wart był sam kruszec. Warto więc obserwować ceny, bo czasem możemy zaopatrzyć się w całkiem tanie metale szlachetne. Szczególnie polecam to rozwiązanie wszystkim katastrofistom, którzy wierzą w rychły upadek pieniądza drukowanego i metale szlachetne jako jedyny słuszny element przyszłej wymiany.

sobota, 8 czerwca 2013

Świetna kampania marketingowa PZU!

Nadszedł weekend, więc czas na nieco luźniejszy wpis. Dziś trafiłem na niezwykle wciągającą i interesującą kampanię marketingową PZU, która walczy o to, by zmienić swój wizerunek.

PZU zaproponowało grę, w której wymyślamy sobie postać (fikcyjną lub rzeczywistą), a wirtualny agent ma  zgadnąć o kogo chodzi, na podstawie kilkunastu pytań. By nie przedłużać, polecam wejście na stronę:


P.s. Agent zgadł takie postacie, jak:
- Bolek
- Janusz Palikot
- Jarosław Kaczyński (bez problemów i szybciutko)
- Sasha Grey (gdyby ktoś nie wiedział - gwiazda filmów dla dorosłych)
- Chuck Norris
- Borat
i inne

Miłej zabawy i koniecznie napiszcie w komentarzu, jaką postać odgadł agent!

piątek, 7 czerwca 2013

Jak karmią w Zamościu?

Kontynuując poprzedni wpis, dziś chciałbym wam zaproponować coś więcej, niż tylko śniadanie w hotelowej (hostelowej? gościnno-pokojowej?) restauracji. Oto dwa dania, które miałem okazję spróbować podczas ostatniej wizyty w Zamościu i które całkiem przyjemnie połechtały podniebienie.

1) Piróg Biłgorajski w sosie kurkowym

Źródło: muzealna.com.pl

Pierwszy raz miałem okazję spróbować Piróg Biłgorajski, który dostępny jest w co najmniej kilku formach. Pomijając widoczne na obrazku warzywa, samo danie było dość smaczne. Dość smaczne, ponieważ osobiście nie przepadam za kaszą gryczaną, która jest sporym elementem tej potrawy. Jednak została ona przygotowana w taki sposób, że posmak kaszy gryczanej nie jest mocno dominujący i nawet ja byłem w stanie spałaszować sporą porcję. Zwłaszcza, że restauracja zdecydowała się podawać to danie z przepysznym sosem kurkowym, które choć pojawiły się z zamrażalnika, to i tak podnosiły walory smakowe dania. Na jesieni musi być jeszcze lepiej, kiedy Piróg Biłgorajski może być podawany ze świeżo zebranymi grzybkami... Pycha! Cena? Jeśli się nie mylę, to 17 złotych.

2) Specjał z Ormiańskiej ze schabu na grzankach i świeżych warzywach

Źródło: muzealna.com.pl

Drugim spróbowanym daniem był Specjał z Ormiańskiej. Na zdjęciu pokazana jest wersja ze schabem, jednak wyglądem prawie dokładnie przypomina wybraną przez nas wersję z kurczakiem. Kelner powiedział, że zdrowiej, a z jak powszechnie wiadomo lepiej z kelnerami nie dyskutować. To był dobry wybór. Mnóstwo warzyw w różnej postaci, a na środku dwie grzanki (zwykły chleb tostowy) ze sporym kawałkiem mięsa pokrytego bardzo dobrym sosem. Jeszcze lepsze danie niż Piróg Biłgorajski! Restauracja sprawiła się naprawdę nieźle! Cena? Za to danie zapłacimy nieco więcej, ale i tak cena jest jak najbardziej akceptowalna - 31 złotych za porcję, która zgodnie z menu waży pół kilograma...

3) Bonus - Piwo Zwierzyniec

Znajdujący się niedaleko Browar Zwierzyniec aktualnie nie prowadzi produkcji, ale piwo pod tą marką wytwarzane jest w Lublinie, w tym samym miejscu, gdzie warzy się Perłę. Ale smak pozostał, czego mogliśmy doznać zamawiając po kuflu zimnego Zwierzyńca do wspomnianych wyżej potraw. 6,5zł za 0,5l.

Źródło: tenpieknyswiat.pl

Obiad dla dwóch osób to wydatek w jednej z lepszych restauracji w Zamościu na poziomie 61 złotych. Całkiem przyjemna cena za dobre jedzenie. Jeśli mielibyście ochotę odwiedzić to samo miejsce co my, to śmiało mogę polecić wam Restaurację Muzealną. Ale restauracji jest w okolicy sporo i z pewnością znaleźć można wiele innych, ciekawych miejsc, jak to na Starym Mieście każdego miasta.

środa, 5 czerwca 2013

Nocleg w Zamościu

Niedawno miałem przyjemność odwiedzić Zamość. Miasto w województwie Lubelskim, położone w pięknej lokalizacji i nazywane "Perłą Renesansu". Perłę można w sumie wypić na rynku, co do renesansu - to już nie wiem ;)

Źródło: Arkadia-zamosc.pl

Ale żarty odłóżmy na bok. Samo miasto jest dość ładne i każdy powinien je odwiedzić. Podczas wizyty z soboty na niedzielę rynek i jego okolice wyglądały (w porównaniu z większymi miejscowościami) na wymarłe. Pogoda była ładna, ale nie idealna i pewnie to sprawiło, że turystów było niewielu. Mogliśmy więc swobodnie zwiedzić Rynek i jego okolice.

Tematyka tego bloga skupia się jednak w sporej części na kosztach. Koszt noclegu w Zamościu wcale nie był wysoki. Wybór padł na Pokoje Gościnne Arkadia. W poszukiwaniach pomagały mi jedynie strony internetowe pensjonatów i hoteli i w ten też sposób trafiłem na stronę Arkadii. Wszystko wyglądało bardzo ładnie - świetna lokalizacja (kamienica położona przy rynku), śniadanie w cenie oraz przyzwoita cena. Za pokój dwuosobowy ze śniadaniem zapłaciliśmy 150 złotych, co jest ceną dość atrakcyjną. Zakładając, że śniadanie kosztowałoby nas 15 złotych od osoby, 60 złotych za noc nie jest ceną wysoką. Zwłaszcza w takiej lokalizacji. 

Źródło: Arkadia-zamosc.pl

Jednak pomimo całej atrakcyjności miejsca i przyjemnej obsługi, mam wrażenie standardu raczej hostelowego niż hotelowego. Właściciele tego miejsca zdecydowanie mogliby poprawić standard pokojów, które wyglądają jak sprzed 10-15 lat. Mimo tego problemu, w pokojach było czysto i przyjemnie, choć w pewnym momencie skończyła się ciepła woda... Urok starej kamienicy.

Pokoje Gościnne Arkadia mogą być jednak dobrym wyborem dla osób, które cenią sobie lokalizację, cenę,  a jednocześnie są w stanie zaakceptować nieco niższy standard (niż ten na zdjęciach na ich stronie). Jednak 150 złotych wobec 380 złotych za nocleg dwóch osób w hotelu obok potrafi zrobić sporą różnicę. Za tę cenę chyba jednak warto. Alternatywą jest wybór lepszych warunków, ale dużo dalej od rynku.

P.S.: W standardzie jest śniadanie kontynentalne, ale tym kontynentem nie jest Afryka. Dwie osoby spokojnie się najadły.

wtorek, 4 czerwca 2013

Nowy mBank - katastrofa

Dziś wystartował Nowy mBank. Nawet zapomniałbym o tym, gdyby nie kilka postów na czytywanych przeze mnie blogach. Przeczytałem i dowiedziałem się, że są małe problemy.

Przez chwilę próbowałem przeglądać to cudo techniki, ale po kilku takich komunikatach, jak widać poniżej, uznałem, że szkoda mi czasu:
A pod spodem screen z errorem 404. To znajdziecie na blogu APPFunds.  Dość obszernie na ten temat rozpisuje się też Samcik. Ja rozpisywać się nie będę, podobnie jak twórca cytowanego bloga nie zamierzam być królikiem doświadczalnym. Zwłaszcza, że na moim (wcale nie starym) komputerze pojawiają się takie krzaki:

W ten sposób wita mnie Nowy mBank na swojej stronie startowej. Byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że wygląda to zupełnie inaczej niż na innych screenach umieszczanych w sieci przez samych marketingowców...


Jednak to nie wszystko. Próba zalogowania skutkuje pojawieniem się następującego komunikatu. Czyli mam problem z Java Script w moim komputerze, lub też spierdzielili coś pracownicy mBanku. Jednak wielkim wyzwaniem nie są testy przed wdrożeniem nowej strony internetowej i jeśli się nie mylę robi się to tak, by działała ona w jak najszerszym środowisku. Kto jak kto, ale pracownicy banków mają pewnie do takich informacji dostęp, szczególnie w działach technicznych...



No ale ok, może zachowam się jak cwaniak i spróbuję fortelem wchodząc od razu przez stronę logowania z https z przodu. Tu pojawia się jeszcze mniej miłe zaskoczenie, które widoczne jest na powyższym screenie. No jaja jak berety, niezaufane połączenie? Nowy mBank póki co ma u mnie gigantycznego minusa. Boję się myśleć co dziać się będzie u użytkowników starszych komputerów...

P.S. Katastrofa jest na przeglądarce Firefox, Chrome działa pokazując Nowy mBank raczej normalnie. Na Firefox konieczne jest wyczyszczenie ciasteczek lub odświeżenie strony magicznym "f5" - dojście do tego może być jednak problemem dla niektórych klientów tejże instytucji.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Giełda Tekstów - konkurencja dla serwisu Textmarket

O ile poprzednie dwa wpisy przeznaczyłem na zachwalanie serwisu Textmarket, to dziś chciałbym zachować się trochę jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta i zaprezentować wam rozwiązanie alternatywne: serwis Giełda Tekstów.

Pisanie artykułów i teksty SEO na zamówienie

Giełda Tekstów jest z pewnością godnym konkurentem serwisu Textmarket, jednak nie będę się skupiał na opisywaniu obu stron. Dziś krótko wypunktuję wady i zalety Giełdy Tekstów.

Zalety serwisu Giełda Tekstów:
- konkurencja dla serwisu Textmarket
- dotarcie do nowych kupujących (sprzedających)
- jasne zasady rozliczenia - widoczne kwoty netto/brutto
- identyczny program partnerski
- konkursy
- szybciej wdrażane innowacje
- przejrzysty cennik

Wady serwisu Giełda Tekstów:
- serwis relatywnie mały (w sumie dodanych zostało od powstania do dziś ponad 4000 tekstów, w serwisie Textmarket wielokrotnie więcej)
- ograniczony popyt i podaż artykułów
- bardzo słabej jakości zlecenia (nisko płatne)
- brak weryfikacji wypłacalności (przeze mnie)

Choć konto założyłem w tym serwisie już jakiś czas temu, to jednak dodałem tylko nieco ponad 50 tekstów, głównie celując w średnią i średnio-wyższą półkę. Kilka z nich zostało sprzedanych, do tego wykonałem 3-4 zlecenia. Tylko po to, by zorientować się jak działa system, stawki były bowiem bardzo słabe. Obecnie moje konto wygląda tak:


Podsumowując, warto spróbować. Nie jestem jeszcze pewien, czy Giełda Tekstów będzie wartościowym konkurentem dla serwisu Textmarket, ale konkurencja na rynku zawsze powoduje dobre zmiany. Zwłaszcza, że Giełda Tekstów bardzo szybko się rozwija. Jeśli więc chodzi o mnie, to w dalszym ciągu będę bardzo chętnie korzystał z możliwości, jakie daje Textmarket. Ale jednocześnie będę pilnie obserwował Giełdę Tekstów, chociażby po to by widzieć, jak ten serwis się rozwija. Póki co, wszyscy mamy wybór:


Pisanie artykułów i teksty SEO na zamówienie



A co Wy myślicie o nowym serwisie? Czy ma on szansę kiedyś pokonać serwis Textmarket, czy jednak w dalszym ciągu to ten stary wyjadacz będzie zajmował pierwszą, królewską pozycję?

sobota, 1 czerwca 2013

Textmarket - zarobki w ciągu 13 miesięcy

Poprzedni wpis został przeze mnie poświęcony programowi partnerskiemu serwisu Textmarket, możecie go znaleźć tu: "Program partnerski Textmarket - realne zarobki". Dziś chciałbym się skupić na opisaniu Wam zarobków, jakie można otrzymać samodzielnie. Zarabianie przez pisanie tekstów jest moim zdaniem jednym z ciekawszych sposobów na zwiększenie swoich dochodów.


W ubiegłym roku miałem przyjemność otrzymania łącznie czterech przelewów, na kwotę 4 000 złotych. W tym roku do dnia dzisiejszego otrzymałem już 3 przelewy, na kwotę nieco poniżej 3000 złotych, lecz wraz z pieniędzmi na koncie w serwisie Textmarket, spokojnie przekroczyłem kwotę 3000 złotych. Powiedzcie mi więc, czy 7000 złotych rocznego, DODATKOWEGO dochodu to mało?! Dla osoby zarabiającej kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, może nie być to wartość wysoka. Jeśli jednak porównamy to z minimalną krajową, która wynosi nieco poniżej 1200 zł netto miesięcznie (około 14 000 zł rocznie) to jest to kwota dość spora. Zwłaszcza, że nie wymaga przeważnie aż tak intensywnej i męczącej pracy.

Jak w każdym wypadku, tak i w serwisie Textmarket musimy spędzić trochę czasu polując na zlecenia czy też dodając artykuły przez nas napisane. Jednak dla mnie, osoby która i tak spędza bardzo dużo czasu przy komputerze, napisanie kilku artykułów nie stanowi żadnego problemu. Zwłaszcza, że robię coś pożytecznego zamiast oglądać obrazki na serwisach typu Kwejk. A i wyniki są bardzo atrakcyjne, dlatego też nie zamierzam rezygnować ze współpracy z serwisem. Wręcz przeciwnie, jeśli będzie się ona rozwijała tak, jak do tej pory, to z pewnością będę zainteresowany zwiększeniem swoich dochodów.

A co Ty, drogi czytelniku, powiedziałbyś na dodatkowych kilka tysięcy złotych rocznie poświęcając na to kilkanaście minut dziennie? Jeśli nie wierzysz, spójrz do poprzednich postów na temat serwisu Textmarket, gdzie prezentowałem screeny z mojego konta bankowego.

piątek, 31 maja 2013

Program partnerski Textmarket - realne zarobki

Pierwszy swój tekst na tym blogu o tematyce serwisu Textmarket napisałem 13 miesięcy temu. Był to wpis pod tytułem "Zarabianie przez pisanie", który rozpoczął cykl kilku kolejnych informacji na temat samego serwisu. Jednak mało kto raczej skupiał się na moich dochodach z programu partnerskiego tego serwisu, większość osób interesowała się dochodami z pisania.


W tym miejscu muszę więc potwierdzić, że pomimo wielu zmian (czasem na lepsze, czasem na gorsze), w dalszym ciągu jestem aktywnym zleceniobiorcą tekstów w serwisie, a i czasem jakieś artykuły dodam na giełdę. Do tego jednak wrócimy innym razem. Czy jednak da się zarobić prawdziwe pieniądze na programach partnerskich, a w szczególności na programie partnerskim serwisu Textmarket?

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest oczywista: da się, liczy się odpowiedni program i odpowiednia skala. Czy Textmarket jest takim programem? Zobaczcie sami:


Trzynaście miesięcy pisania tekstów na zlecenie minęło bardzo szybko. W tym czasie wszyscy poleceni (lub zdecydowana większość) zarejestrowali się dzięki temu blogowi. Wynik? Moim zdaniem znakomity, ponad pięćdziesiąt osób poleconych to całkiem przyzwoity rezultat przy marnej reklamie. Jeśli jednak chodzi o dochody, tu już nie jest tak wesoło. Średnio jeden polecony przyniósł mi 2,38 złotego przez ten czas, czyli, licząc w prosty sposób (nie kombinując ze średnimi ważonymi, różnymi okresami rejestracji itd) wychodzi nieco ponad 18 groszy miesięcznie od jednego użytkownika. By kwoty te były zauważalne, musiałbym mieć co najmniej 1000 osób poleconych, lub ich dochody powinny być o wiele większe, niż już przeze mnie poleconych osób. Dochody są to więc raczej symboliczne, ale i 10 złotych miesięcznie piechotą nie chodzi. Zwłaszcza, że traktować to mogę w całości jako dochód pasywny. 

Wystarczyłoby więc, bym posiadał takie dochody w 250 programach partnerskich, a miałbym mniej więcej średnią krajową (netto). Przy ograniczonej ilości czasu spędzanego nad kwestią programów partnerskich, byłoby to dla mnie dość trudnym zajęciem. Jedna nie wykluczam możliwości zarabiania tylko i wyłącznie na programach partnerskich! Zobaczcie, co by było, gdybym faktycznie prowadził wiele stron internetowych i miał w 15 programach partnerskich po 1000 osób poleconych. Niech dochód na osobę wyniesie 20 groszy - wyjdzie więc 3000 złotych miesięcznie z samych programów partnerskich. Można? Teoretycznie można. Praktycznie też, ale wymaga to sporej pracy i wyboru najbardziej dochodowych programów. Textmarket chyba do nich nie należy, choć jako normalne źródło własnych, dodatkowych dochodów moim zdaniem sprawdza się idealnie.


czwartek, 30 maja 2013

Jeśli chcesz się napić piwa, to kup cały browar!

Dziś chciałbym wam przedstawić nieco kontrowersyjny, ale bardzo interesujący (moim zdaniem) eksperyment myślowy i ekonomiczny. Zacznę od popularnego powiedzenia:

"Jeśli chcesz się napić piwa, to czy od razu musisz kupować cały browar?"
Te słowa zna chyba większość Polaków. Do tego chciałbym wam dodać jedną historię, którą dawno, dawno temu gdzieś słyszałem.

Pewien inwestor był wyśmiewany przez swoich kolegów, bowiem bardzo chętnie wybierał się na zakupy ze swoją żoną. Robił to zawsze, kiedy mógł. Gdy żona kręciła się między półkami sklepowymi, on zawsze pilnował wózka i jeździł z nim za żoną. W międzyczasie spoglądał, co żona umieszcza w koszyku na zakupy i skrzętnie to notował. Zapisywał nazwy firm, w które później inwestował pieniądze. Jak się okazało, odnosił spore sukcesy, w przeciwieństwie do wyśmiewających go wcześniej kolegów.

Do czego zmierzam? Do faktycznego sposobu na inwestowanie firmy, które produkują rzeczy, które kupujemy każdego dnia. Załóżmy, że codziennie intensywnie korzystam z samochodu i tankuje tylko i wyłącznie na stacjach jednego koncernu. Dla przykładu uznajmy, że jest to firma X. Załóżmy też (niekoniecznie zgodnie z prawdą), że:

- przychody spółki to 107 000 złotych
- zysk spółki to 2 000 złotych
- wartość giełdowa to 23 000 złotych
- wydatki na paliwo wynoszą 500 złotych miesięcznie, 6 000 złotych rocznie

Oznacza to, że osobiście generuję:
- 5,61% przychodów spółki
-  spółka zarabia na mnie około 112 złotych
- za około 1290 złotych mogę kupić udziały, które odpowiadają moim przychodom

Idąc dalej tym tropem, mógłbym teoretycznie otrzymywać dywidendę, która pokrywałaby częściowo moje wydatki na paliwo. Tylko z kapitału. Jeśli firma byłaby większa, to mógłbym zainwestować więcej pieniędzy - do tego stopnia, że otrzymywana dywidenda pokrywałaby koszty zużywanego przeze mnie paliwa.

Zastanawia mnie jednak sposób inwestowania zbliżony do tego: jeśli odpowiadam za 0,01% przychodów firmy to może warto by posiadać te 0,01% akcji danego przedsiębiorstwa? W ten sposób ja osobiście mógłbym stać się posiadaczem akcji na przykład:
- firmy produkującej śledzie (jeśli jem ich dużo)
- firmy szyjącej garnitury (jeśli kupuję kilka rocznie)
- firmy sprzedającej buty (bo do nowego garnituru warto kupić nowe)
- firmy produkującej piwo (jeśli codziennie po pracy wypijam kufelek)
Oczywiście powyższy eksperyment myślowy związany jest z bardzo silnym przywiązaniem do marki - jeśli mogę, to kupuję produkt danej firmy. Jeśli więc chce mi się pić a uwielbiam CocaColę, to kupuję ją za każdym razem, gdy mogę ją znaleźć gdy jestem spragniony. Jeśli kupuję piwo, to zawsze jednej korporacji. Jeśli kupuję buty, to tylko w jednej firmie je sprzedającej.

Minusem jest oczywiście konieczność interesowania się poszczególnymi spółkami, jednak jeśli inwestujemy na giełdzie, to i tak się tym zajmujemy. A gdy produkowany przez firmę produkt przestaje nam odpowiadać - po prostu sprzedajemy akcje i inwestujemy je na przykład w Lotos zamiast Orlenu.

Co myślicie o takim sposobie inwestowania?

piątek, 24 maja 2013

adFreestyle - nowy sposób zarabiania w internecie

Trafiłem dziś na bardzo ciekawą stronę, która pozwala na zarabianie pieniędzy, jeśli posiadamy własną stronę internetową. I choć przeważnie zarabianie pieniędzy w polskich firmach wymaga o wiele większej cierpliwości niż w przypadku firm zagranicznych, to wszystko zapowiada się dość ciekawie.


  
Strona o której piszę to adFreestyle i należy ona do firmy e-Media Consulting, co ciekawe pochodzącej z Radomska. Jednak na stronie internetowej znajdziemy informacje, że oddział znajduje się również w Warszawie - więc jakby ktoś miał ochotę ich odwiedzić, to pewnie łatwiej w stolicy ;)

Ale do rzeczy: jak możemy zarobić? A no umieszczając odpowiednie reklamy na naszej stronie czy forum. Co ciekawe, adFreestyle reklamuje się jako projekt posiadający około 40 unikalnych formatów reklamowych - może się okazać, że faktycznie będziemy mieć z czego wybierać.


Jak zobaczymy na stronie internetowej adFreestyle:

"Realne CPC od 0,05 zł do 0,50 zł. Minimalna kwota wypłaty to tylko 50,00 zł na konto lub PayPal!"

No cóż, kwota do wypłaty nie jest wysoka, w najgorszym wypadku wystarczy więc tysiąc kliknięć w wyświetloną reklamę i mamy zarobione pięć dyszek! Jednak możemy pieniądze zarobić nieco szybciej, dzięki osobom poleconym. W programie znajdują się dwa poziomy: na pierwszym otrzymamy 10% zarobków, a na drugim 2%. Nie są to stawki wysokie, jednak zawsze coś. Dodatkowo na stronie internetowej możemy znaleźć konkurs na osoby najlepiej polecające nowych użytkowników.


Sam system jest niezwykle intuicyjny, wydaje mi się, że warto przynajmniej spróbować, jak będzie działał w praktyce. Jeśli masz ochotę zarejestrować się w programie, wystarczy, że klikniesz w ten link.  

wtorek, 21 maja 2013

Płaca minimalna w 2014 roku

Właśnie przed chwilą trafiłem na bardzo ciekawy artykuł, oto jego fragment:

Ustalona przez rząd i pracodawców podwyżka wynosi 88 zł. Jej wprowadzenie oznaczałoby wzrost płacy minimalnej do 1688 zł. Ustalona podwyżka jest względnie niska - od stycznia 2013 r. płaca minimalna wzrosła o 100 zł, a 1 od stycznia 2012 r. aż o 114 zł. Dlatego teraz związkowcy protestują przeciwko - ich zdaniem - zbyt małej podwyżce.

- Dla nas brzegową kwotą jest 1720 zł i w żadnym wypadku nie wyrażamy zgody na niższe wynagrodzenie - podkreślał Tadeusz Chwałka, szef Forum Związków Zawodowych. - Mamy dość takiego dialogu, który jest tylko informowaniem, niczym innym.
Jest to fragment artykułu pod tytułem "Płaca minimalna, czyli jaka? Spór o 32 zł". Obecnie minimalna pensja wynosi 1600 złotych brutto, czyli około 1186 złotych netto. Czy to mało? Moim zdaniem wcale nie! Weźmy pod uwagę małżeństwo, w którym dwie osoby zarabiają minimalną krajową - w sumie wychodzi niecałe 2400 złotych, z czego konieczne jest opłacenie wynajmu mieszkania i opłat licznikowych, przejazdów komunikacją miejską i oczywiście wyżywienia. W Warszawie byłoby to trudne, ale dwie osoby mieszkające nawet w małej miejscowości są w stanie spokojnie się utrzymać za takie pieniądze. Co prawda trudno myśleć o zakupie nieruchomości, ale nie jest też to sytuacja głodowa.

Podniesienie minimalnej krajowej spowoduje kilka rzeczy. Po pierwsze, wyższe koszty dla pracodawców. Przy 1600zł brutto, koszt pracodawcy to około 1930 złotych. Podniesienie do 1720zł brutto spowoduje, że pracodawca zapłaci około 2075 złotych. Sporo.

Źródło: gazetapraca.pl


Sprawa ma jeszcze inny wymiar. Zauważmy, że na przykład dłużnicy nie mają zabieranych świadczeń właśnie do kwoty minimalnego wynagrodzenia! Podniesienie go do 1688zł czy nawet 1720zł spowoduje, że spadnie poziom spłat od dłużników, a jednocześnie powinna wzrosnąć konsumpcja - mało która osoba zdecyduje się na przeznaczenie dodatkowych dochodów na oszczędności. Zwłaszcza, że przy pensji dla pracownia na poziomie 1720zł brutto wzrost pensji netto wyniesie około 80 złotych. To dużo, dla osoby zarabiającej do tej pory 1186 złotych. Około 6,7% wzrostu, i to po raz kolejny. Musi mieć to wpływ na ogólny poziom cen, bowiem bardzo duża grupa Polaków zarabia właśnie minimalną krajową.

Pamiętajmy jeszcze o jednej sprawie: pensja minimalna rośnie nieprzerwanie. W 2006 roku wynosiła jeszcze 899,1zł brutto, na rok 2014 plany są od 1688 do 1720zł brutto. Pewnie w 2015 minimalna krajowa sięgnie już blisko 1800zł - wzrost wynagrodzenia o 100% w skali 9 lat wcale nie jest mały.

Czy wzrost minimalnej krajowej jest dobry czy zły mogę odpowiedzieć tylko na jeden sposób. W taki, jak odpowiedziałby każdy dobry ekonomista: to zależy. Dla Kowalskiego pracującego za minimalną krajową - to dobrze. Dla pracodawcy - już nie koniecznie. A dla gospodarki? Nie mam pojęcia, bo z jednej strony wzrosnąć może szara strefa, z drugiej jednak strony zwiększyć się może konsumpcja czy też wpływy podatkowe. No cóż, zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie...

poniedziałek, 20 maja 2013

Kryzys na rynku pracy? Nie prawda!

Właściwie w z każdej strony media informują nas, że na rynku pracy są problemy. Śmiem twierdzić, że to nieprawda i jak ktoś chce, to będzie pracował i to za dobre pieniądze. Kilka przykładów z ostatnich kilku miesięcy spośród moich znajomych:

1) Pierwsza praca, po tygodniu zmieniona na 2x lepiej płatną - absolwentka kierunku ekonomicznego
2) Informatyk zwolniony w mieście wojewódzkim, po miesiącu poszukiwań znajduje pracę z wynagrodzeniem 2x wyższym w Warszawie
3) Ekonomista z dużego banku przenosi się do instytucji finansowej, w której dochody będą około 30% wyższe.
4) Absolwent prawa na lokalnej uczelni po raz kolejny dostaje awans na stażu menedżerskim w ogólnopolskiej sieci hipermarketów pochodzenia zagranicznego.
5) Bezrobotny absolwent prawa nie szuka pracy, ponieważ status bezrobotnego umożliwi mu na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej dzięki dofinansowaniu
6) Dziewczyna bez doświadczenia w finansach zostaje przyjęta do międzynarodowej korporacji finansowej na przyjemnych warunkach.

Źródło: spreadshirt.net
We wszystkich powyższych przypadkach mowa jednak o osobach z wykształceniem. Niestety nie znam zbyt wielu osób jedynie z podstawowym wykształceniem - należę już do pokolenia, które w dużej mierze kończy edukacje właśnie na studiach. Czy to źle? Nie, bo jak widać po powyższych przypadkach, ze znalezieniem pracy nie jest tragicznie. Wystarczą umiejętności, wiedza i trochę elastyczności.

Problemem jest moim zdaniem właśnie brak tej ostatniej. Brak elastyczności, mobilności i chęci znalezienia pracy, która pozwoli na odniesienie sukcesu. Jeśli ktoś idzie na pedagogikę czy socjologię, to musi wiedzieć, że o pracę będzie mu ciężko. Jeśli tego nie wie, to jego błąd - dowiedzieć tego można się w kilka minut w internecie.


Oczywiście nie jest też tak różowo, że każdy powinien skakać z zachwytu. Zdarzają się bowiem zwolnienia, a dla osób w wieku 50+ to prawdziwa katastrofa. Czy jednak rynek pracy jest w naszym kraju w katastrofalnym stanie? Nie! Po prostu osoby starające się o pracę niekoniecznie chcą faktycznie jej się podejmować.

Na koniec jeszcze dwa przykłady z mojej pracy:
1) Dziewczyna umówiona na dzień próbny nie pojawia się i nie odbiera telefonu. Zaskoczona oddzwania kilka godzin później i zaspanym głosem mówi, że jednak nie przyjdzie. 
2) CV otrzymane od jednej z dziewczyn wygląda w ten sposób: dwa zdjęcia, z tego jedno "z ręki na fejsika" a drugie jak do ogłoszenia o płatnym seksie. Zajmują one pół strony, poniżej kilka informacji z błędami ortograficznymi, stylistycznymi i interpunkcyjnymi.

Praca jest, ale osób które się do niej nie nadają lub które się zupełnie nie przygotowały jest jeszcze więcej. A szkoda.

piątek, 10 maja 2013

Bitcoin? Dalej jestem na nie.

Ostatnie miesiące to zdecydowanie czas "wirtualnej waluty". Przed napompowaniem gigantycznej bańki udało mi się napisać post krytyczny wobec tego narzędzia. Post w dużej mierze się sprawdził, jednak obstawiałem wcześniejsze pęknięcie bańki. Tak się jednak nie stało.

Źródło: digitaltrends.com

Bitcoin może być przydatnym narzędziem do przesyłania pieniędzy. Może, ale nie musi. Podobnie jak koperta służy do przekazania dokumentów, tak i Bitcoin to jedynie narzędzie, które może spełniać swoje zadanie dobrze. Jednak ilość osób, które z tego narzędzia korzystać będą, nie powinna w mojej ocenie być wielka. Jeśli mogę zapłacić za zakupy w sieci kartą kredytową czy przelewem to po co męczyć się z BTC? No, chyba, że wysyłam pieniądze do Korei Północnej czy na Tuvalu. Ile osób dokonuje jednak takich transakcji? Niewiele.

Niestety BTC to bańka, która już pękła. Co nie oznacza, że nie powstanie kolejna. Zwróćcie uwagę, że wzrost BTC napędził media, co spowodowało jeszcze większy wzrost, co doprowadziło do większego poznania przez ludzi tego produktu i większego popytu. Była to samospełniająca się przepowiednia niesamowitych zysków. 100 USD za 1 BTC to jednak o wiele mniej, niż prognozowało wielu "Bitcoinowych guru". Jest to w mojej ocenie chwilowa moda, która polega jedynie na spekulacji. BTC nie wnosi nic nowego dla zdecydowanej większości ludzi, będzie więc miało swoją grupkę fanatyków, jak to się zawsze zdarza. Jednak raczej nie zostanie on oficjalnym środkiem płatniczym. Dla zwykłego Kowalskiego używanie BTC może być bardziej problematyczne niż chociażby przelew. Przeciętny Kowalski skorzysta z tego narzędzia pewnie nigdy.

Drogi czytelniku, jeśli jednak chcesz poznać bardziej optymistyczne opinie na temat Bitcoin - muszę Cię skierować na inną stronę. Satoshi.pl to blog, który opowiada o BTC w o wiele bardziej optymistycznym świetle ;)

środa, 8 maja 2013

Grosz za trzy grosze

W mediach już od jakiegoś czasu pojawiają się informacje, że Narodowy Bank Polski chce przestać produkować lub zmienić metodę produkcji monet groszowych. Wszystkiemu winne są koszty ponoszone głównie na metale. Jak przedstawię wam poniżej, ma to całkiem porządne uzasadnienie ekonomiczne

Na początku przyjrzyjmy się rocznej produkcji monet jednogroszowych od 1990 roku:

1990: 29 140 000
1991: 79 000 000
1992: 362 000 000
1993: 80 780 000
1994: –
1995: 102 280 109
1996: –
1997: 103 080 002
1998: 257 640 003
1999: 203 970 000
2000: 210 100 000
2001: 210 000 020
2002: 240 000 000
2003: 250 000 000
2004: 300 000 000
2005: 375 000 000
2006: 184 000 000
2007: 330 000 000
2008: 316 000 000
2009: 338 000 000
2010: 150 000 000
2011: 270 000 000
2012: 365 000 000

Łącznie w latach 1990-2012 wyprodukowano 4 755 990 134 monet jednogroszowych. Po tym roku będzie ich pewnie ponad 5 miliardów! Do końca ubiegłego roku ich łączna wartość nominalna wynosiła 47 559 901,34 złotych. Nieźle, nie? Ale faktyczna wartość tych monet była większa.

Moneta jednogroszowa składa się z trzech surowców:
Mangan - 1%
Cynk - 40%
Miedź - 59%

Jedna moneta groszowa waży 1,64g co oznacza, że tysiąc monet (10 złotych) waży 1,64kg w których znajdziemy:
Mangan: 16,4g
Cynk: 656g
Miedź: 967,6g

W dniu pisania tego posta (21.03.2012) ceny na giełdzie LME:
Mangan: 2405$ za tonę czyli około 7 789 złotych za tonę, 7,79zł za kilogram
Cynk: 1900$ za tonę czyli około 6 153 złotych za tonę, 6,15zł za kilogram
Miedź: 7574$ za tonę czyli około 24 529 złotych za tonę, 24,53zł za kilogram

Nasze monety warte nominalnie 10 złotych zawierają w sobie metale warte:
Mangan: 0,1277zł
Cynk: 4,3624zł
Miedź:  23,7352zł !!!

Łącznie 10 zł w jednogroszówkach wart jest więc około 28,22zł po cenie metalu na giełdzie! No ale oczywiście ceny takiej nie osiągniemy. Zobaczmy więc, jak wyglądają ceny skupu. Pominę tu Mangan, którego raczej nie da się odzyskać dużych ilości, a jego wpływ na całą wycenę nie jest istotny. Ceny skupu wyglądają tak:
Miedź granulat 98%: 21,30zł
Cynk: 3,70 zł

Wychodzi więc jakieś 20,61+2,42 czyli około 23 złotych za monety warte... 10 złotych! I teraz coś ciekawszego: wszystkie jednogroszówki, których jest 4 755 990 134 ważą łącznie 7 799 823,82kg czyli prawie 7800 ton. Ich wartość nominalna to około 47,5mln złotych, ale wartość kruszcu w nich zawartego jest o 180% większa i wynosi jakieś 133 miliony złotych!

Nic więc dziwnego, że już od jakiegoś czasu z naszych portfeli znikają drobne pieniądze a w sklepach coraz częściej słyszymy "mogę być winna grosika?". Gromadzenie wartościowych surowców w tej postaci jest opłacalne. Przynajmniej teoretycznie. Pominąłem tu kwestię legalności (ale co nie jest zabronione jest dozwolone) i problem z uzyskaniem odpowiedniej ilości monet, by cała operacja się opłacała.

Ale ewidentnie wychodzi na to, że dla osób wierzących w rychły upadek systemu bankowego ciekawym rozwiązaniem może być gromadzenie palet z jednogroszówkami w garażu ;)

Co ciekawe, zarobić można nie tylko na jednogroszówkach (i dwugroszówkach). Również na czymś ciekawszym, ale o tym w kolejnym odcinku :)

sobota, 4 maja 2013

Ubezpieczenia: co zrobić, gdy spowodujemy wypadek?

Tytuł dzisiejszego postu nie jest bezpośrednio związany z całą procedurą. Tę mam nadzieję znacie i pewnie wiecie, co trzeba zrobić. Dziś podejdę do tematu nieco bardziej... ekonomicznie.

Tą część postu piszę na gorąco, dalsza część zostanie uzupełniona i opublikowana (razem) w późniejszym terminie. Chciałbym jednak przekazać wam jedną myśl. Na początku opiszę całą sytuację.

Ruszając ze świateł (jako pierwszy samochód na zielonym świetle) zostałem uderzony w lewą, przednią część mojego pojazdu przez auto, które wyjechało z lewej strony. Rzecz miała miejsce na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną, ja więc spokojnie mogłem jechać chyba, że ktoś był na skrzyżowaniu - wtedy powinienem umożliwić mu zjazd. Tak jednak nie było. Osoba która uderzyła w moje auto musiała (i ruszyła) na czerwonym świetle myśląc, że ma jeszcze zielone. Tak jednak nie było. Całe zdarzenie odbyło się w bardzo ruchliwym miejscu. Wiedząc, że wina nie jest moja zatrzymałem auto i spytałem sprawcę, czy piszemy oświadczenie i czy przyznaje się do winy. Po krótkiej rozmowie nie przyznał się i na moje słowa "to dzwonię na policję" odparł śmiało: "proszę dzwonić".

Czy jako świadomy sprawca powinniśmy pozwolić na telefon na policję osoby poszkodowanej? Jeśli nie ma osób poszkodowanych, niekoniecznie. Zobaczmy to na moim przypadku.

Ponieważ sprawa została rozstrzygnięta przez policję na moją korzyść, zgodnie z tym, czego byłem pewien (znając tą trasę i skrzyżowanie), zgodnie z opisem świadka, to sprawca został ukarany mandatem. Niewysokim, bo wynosił nieco ponad dwieście złotych. Do tego uszkodzenia mojego pojazdu zostaną pokryte z jego polisy OC. Co by jednak było, gdyby przyznał się, że jechał na czerwonym świetle i napisalibyśmy oświadczenie? Moja szkoda pokryta byłaby z jego polisy ale nie otrzymałby mandatu.

Zakładając, że koszt ubezpieczenia OC wynosi 700zł a zwyżka za takie wydarzenie (jednorazowo w ciągu 12 miesięcy) to pewnie z 10%, to maksymalnie zapłaciłby w przyszłym roku kilkadziesiąt złotych więcej za polisę OC. Jednocześnie uniknąłby mandatu. Cała czynność spowodowała, że straciliśmy obaj sporo czasu a dodatkowo sprawca musi pokryć koszt mandatu.

Ekonomicznie podchodząc do tematu, warto znać zwyżki, jakie grożą nam u ubezpieczyciela. Jeśli więc takie zdarzenie jest naszym pierwszym - lepiej podpisać oświadczenie i mieć spokój, płacąc kilkadziesiąt złotych. Jeśli jednak zwyżka która nam grozi jest dużo większa niż spowodowane przez nas straty - można zaproponować rozliczenie gotówkowe. Za porysowany błotnik możemy zapłacić kilkadziesiąt złotych, maksymalnie kilkaset złotych i sprawa zostanie zakończona. Jeśli sprawa jest jasna i działa na naszą niekorzyść. Oczywiście nie należy tego robić, gdy ktoś został poszkodowany - wtedy bezwzględnie wzywamy policję i wszystkie inne, niezbędne służby.

środa, 3 kwietnia 2013

Projekt 5 złotych - start!

Dziś post będzie bardzo krótki. Ale za to treściwy.

Właśnie rozpocząłem blogowanie na temat nowego projektu, którego założeniem jest pokazanie zalet oszczędzania nawet niewielkich kwot. Specjalnie pod "Projekt 5 złotych" stworzony został nowy blog, bezpośrednio zintegrowany z tym. Jeśli macie ochotę zapoznać się z tym tematem, to zapraszam na stronę:


Mam nadzieję, że strona ta również was zainteresuje :)

Źródło: gazetaobywatelska.info

piątek, 29 marca 2013

Ceny w Czechach w 2013 roku część 8: inne produkty

Dziś przyszedł czas na ostatnią część w cyklu "Ceny w Czechach w 2013" dotyczącą produktów dostępnych w sklepach. Zostały mi do przygotowania jeszcze dwie części, ale związane są one już tylko i wyłącznie z cenami nieruchomości.

Poniżej przedstawiam ceny bardzo różnych produktów, których nie potrafiłem zakwalifikować do innych, wcześniej opisanych kategorii. Jak zwykle, korona w tym wyliczeniu jest warta prawie 17 groszy a ceny podane są zarówno w koronach jak i w złotówkach, w dwóch wersjach: promocyjnej i regularnej.



Kurs 0,169

Produkt Cena promocyjna Cena regularna Cena promocyjna w pln Cena regularna w pln
Mussli 1kg 45,90 CZK
7,76 zł
Mrożonka Wok Java 325g 24,95 CZK 49,90 CZK 4,22 zł 8,43 zł
Sałatka 100g 6,90 CZK
1,17 zł
Rogalik z makiem 70g 3,90 CZK 5,50 CZK 0,66 zł 0,93 zł
Śledzie zawijane 100g 9,90 CZK 12,90 CZK 1,67 zł 2,18 zł
Chleb Zabrdovicky 500g 19,90 CZK 29,90 CZK 3,36 zł 5,05 zł
Bułki Rhombig 5,90 CZK 8,90 CZK 1,00 zł 1,50 zł
Makaron Adriana 500g 18,90 CZK 29,90 CZK 3,19 zł 5,05 zł
Zupy w proszku Knorr 14,90 CZK 18,90 CZK 2,52 zł 3,19 zł
Przyprawy Vitana 20-35g 12,90 CZK 17,90 CZK 2,18 zł 3,03 zł
Olej słonecznikowy Lukana 1l 39,90 CZK 49,90 CZK 6,74 zł 8,43 zł
Keczup Otma 530g 21,90 CZK 26,90 CZK 3,70 zł 4,55 zł
Makaron 500g 8,50 CZK
1,44 zł
Pudding 38g 2,50 CZK
0,42 zł
Proszek do pieczenia 12g 0,90 CZK
0,15 zł
Cukier wanilinowy 20g 1,50 CZK
0,25 zł
Zupa w proszku 49g 15,90 CZK
2,69 zł
Folia aluminiowa 20m 21,90 CZK
3,70 zł
Strudel mrożony 600g 26,90 CZK
4,55 zł
Majonez 250ml 17,90 CZK
3,03 zł
Sos Tatarski 250ml 19,90 CZK
3,36 zł
Mąka 1kg 12,90 CZK
2,18 zł
Popcorn 100g 7,90 CZK
1,34 zł
Orchidea szt 149,90 CZK 229,00 CZK 25,33 zł 38,70 zł
Karma dla Kota Friskies 1,5kg 89,90 CZK 129,00 CZK 15,19 zł 21,80 zł
Witaminy Maxivita 17,90 CZK 28,90 CZK 3,03 zł 4,88 zł


Mam nadzieję, że ten i poprzednich siedem tekstów z cyklu pozwoli wam na dokładne poznanie cen, z jakimi musimy się spotkać u naszych południowych sąsiadów. Z pewnością ułatwi to przygotowanie wyjazdu na ferie, wakacje czy nawet weekend.