wtorek, 31 stycznia 2012

Dlaczego (narazie) nie: Czechy

Nasz południowy sąsiad to kraj do życia. Byłem tam wielokrotnie, spędziłem tam wiele czasu i wypiłem wiele piwa. Ceny jedzenia w restauracjach są niskie i niezmienne od lat, ceny w sklepach rosną w bardzo wolnym tempie. Przez ostatnie 10 lat inflacja w Czechach miała tylko jeden epizod w roku 2008 kiedy skoczyła do około 8 procent, tak to niemal przez cały czas utrzymywała się na poziomie około 2% w skali roku. Szczegółowe dane dostępne są tu.

W pewnym czasie myślałem nawet o tym, by przeprowadzić się na czeską prowincję i tam pomieszkać. Dla osób które myślą, że Czechy to Praga i tamtejszy most Karla, Hradczany czy cokolwiek związanego ze stolicą - mylicie się. Praga jest czeska tylko na mapie, tak na prawdę to miasto bardzo zachodnioeuropejskie. Prawdziwe Czechy to małe miasteczka, hospody gdzie ilość kresek na kartce oznacza ilość wypitych piw a pierwsze dostajemy zaraz po wejściu, to w końcu atmosfera braku pośpiechu. To są Czechy. Jedzenie: knedliki, rizek czy tak ulubiony przez polaków smażony ser. To wszystko sprawia, że chce tam się jeździć.

Ale od połowy 2008 roku korona zaczęła umacniać się do złotówki (a właściwie złotówka osłabiać w stosunku do euro z którym kurs czeskiej korony jest mocno powiązany). Z kursu 0,135zł za koronę który z wahaniami plus minus jednego grosza utrzymywał się od 2005 roku jak nie wcześniej, wzrósł do ponad 0,18zł za koronę w drugiej połowie zeszłego roku. Ceny w koronach się praktycznie nie zmieniły, ceny w złotówkach wzrosły o połowę (w ciągu 3 lat!). Teraz to Czesi jeżdżą do nas na zakupy. Ale jest szansa, że sytuacja się poprawi i kurs korony spadnie. Już widać początek i korona spadła poniżej 17 groszy. Jeśli złotówka jeszcze bardziej się umocni - znów wyjazd na dłuższy czas do Czech może być atrakcyjny finansowo.

niedziela, 29 stycznia 2012

Geoarbitraż do kraju bogatszego?

No właśnie, chciałbym dziś poruszyć ten temat. Bo zasadniczo definicja geoarbitrażu polega na tym, że zarabiamy w kraju bogatszym (lub mamy dochód pasywny) a wydajemy w kraju tańszym. A co by było gdybyśmy zarabiali w kraju biedniejszym a wydawali w kraju bogatszym?

To co napisałem jest mocno przewrotne, bo jest sprzeczne z tym na czym geoarbitraż polegać powinien. No ale spróbujmy. Jakiś czas temu byłem na Islandii, jakiś miesiąc przed "mocnym sezonem" - kiedy to ceny są dużo wyższe bo wyspę odwiedzają turyści z całego świat. Wtedy właśnie przez miesiąc czy dwa pogoda jest najładniejsza, ceny najwyższe no i oczywiście turystów jest najwięcej. To nas jednak nie interesuje. Interesuje nas to, co się tam dzieje poza tym czasem, a jest to bardzo ciekawe: otóż domki, pokoje w pensjonatach czy w agroturystyce można wynająć niesamowicie tanio jak na tamtejsze warunki, ceny są zbliżone lub nawet niższe niż te w u nas w kraju a warunki są o niebo lepsze. Jako przykład mogę podać jeden domek który wynajmowaliśmy w 5 osób - kosztował nie więcej niż 200zł za dobę (na 5 osób!; o ile dobrze pamiętam to kwota ta wyniosła około 150zł), był nowy, miał chyba ze 100m2, 3 pokoje, łazienkę z ciepłą wodą prosto spod ziemi, kilkudziesięciometrowy salon z aneksem kuchennym a tam telewizor, wieża, zmywarka, lodówka, mikrofalówka i wszystkie inne rzeczy których w Polsce w takim domku nie uświadczysz. Widok przez okno tak piękny, że chce się siedzieć i kontemplować przyrodę przy niemal zerowych odgłosach cywilizacyjnych.

Przy wynajmie na jakiś miesiąc myślę, że z właścicielem można by się dogadać na cenę około 100zł za dobę (poza sezonem), co nawet przy trzech osobach dałoby kwotę 1000zł za miesiąc - a są to ceny za jakie nierzadko wynajmuje się w Warszawie pokój wielkości kilkunastu metrów. Jedzenie - wiadomo, droższe niż w kraju. Alkohol - piwo w sklepie (jest tyskie, jest żywiec) to około 8zł za puszkę, 0,7l żubrówki kosztuje około 120-130zł a najtańsze wino - 3l białego wina stołowego z kartonu to 85zł. Papierosy - dużo droższe niż u nas. Ale jeśli ktoś jest w stanie zarabiać powyżej 5000zł miesięcznie niezależnie od miejsca zamieszkania - może zdecydowanie próbować spędzić tam jakiś czas, jest przepięknie i na pewno będzie żył lepiej i spokojniej niż w Warszawie. Wszystko o czym piszę nie dotyczy oczywiście Reykjaviku a mniejszych i spokojniejszych miejscowości. No i oczywiście najważniejszy jest koszt przelotu - około 1500zł w obie strony.

Żeby jednak być w pełni szczerym - pogoda tam potrafi się zmieniać niesamowicie szybko i powiedzenie mówiące o tym, że w ciągu jednego dnia można przeżyć tam 4 pory roku jest zdecydowanie prawdziwe. Jadąc samochodem można to przeżyć nawet w godzinę. Ale czy nie chcielibyście wychodząc rano przed domek, zaraz po przebudzeniu, z kubkiem gorącej kawy w dłoni obserwować jak jakieś sto metrów dalej pasą się renifery?

sobota, 28 stycznia 2012

Definicja geoarbitrażu część 2: skąd wzięła się nazwa?

Skąd wzięła się nazwa geoarbitrażu? Na początku wypadałoby opisać czym jest sam arbitraż - ale jest to pojęcie bardzo szerokie i ma wiele znaczeń. Jest arbitraż sportowy - czyli bardzo upraszczając sędziowanie, jest arbitraż w prawie - będący metodą rozwiązywania sporów. Jest również kilka innych definicji, nas jednak będzie interesowało to pojęcie ujęte od strony ekonomii, bankowości i finansów.

Najczęściej arbitraż jest rozumiany jako jednoczesna transakcja zakupu i sprzedaży czegoś wartościowego od dwóch stron. Zakup jest po niższej cenie, sprzedaż po wyższej - osiągany jest więc zysk dzięki posiadanej wiedzy o różnicach cen. Często arbitraż stosowany jest między różnymi rynkami (Polska - zagranica, Europa - Stany Zjednoczone). Przedmiotem obrotu w tego typu transakcjach są najczęściej waluty czy akcje. Arbitraż jest też wykorzystywany w okresie bliskiego terminu zapadalności kontraktów terminowych - różnica w wartości akcji i kontraktów terminowych na akcje lub indeksy giełdowe może przynosić zysk. Najważniejsze jest więc zauważenie różnicy między różnymi rynkami oraz dokonanie transakcji - często natychmiastowo, ponieważ rynek bardzo szybko wyłapuje obecnie takie różnice (dzięki zaawansowanym modelom ekonomicznym).

Geoarbitraż rozumiany w ten sposób powinien więc przynosić zysk. Przynosi go w postaci oszczędności. Jak napisałem w poście "Definicja geoarbitrażu" polega on na wykorzystaniu różnicy cen na różnych rynkach. Oczywiście ceny różnych dóbr i usług w różnych krajach, a nawet w ramach samych państw (krajowy przykład podałem tu). Inne są ceny życia na Islandii, inne w Polsce a jeszcze inne w Indiach. Nie zmieniając swojego poziomu dochodów a zmieniając miejsce pobytu na tańsze możemy odczuć znaczną poprawę stanu naszych finansów. Podam jeszcze jeden przykład: koszt wynajęcia kawalerki w Warszawie to około 1500zł. Jeśli doliczymy opłaty (czynsz, woda, prąd, gaz, ubezpieczenie i inne) kwota ta pewnie wyniesie około 2000zł. Przyjmijmy, że jest to około 450 euro (różnie w zależności od kursu). Wybierzmy sobie więc dziś Tajlandię: cena wynajmu kawalerki to około 100-200 euro miesięcznie. Załóżmy, że z opłatami i za nieco lepsze mieszkanie zapłacimy 300 euro miesięcznie. 150 euro miesięcznie zostaje na czysto. Nie jest źle. A tyle akurat kosztowałoby nas miesięczne wyżywienie w Tajlandii.

Powiedzmy więc, że zarabiamy w Polsce 4000zł. Połowa idzie na mieszkanie a połowa na jedzenie i rozrywki. Zarabiając tyle samo a mieszkając w Tajlandii mamy opłacone mieszkanie, mamy wyżywienie i zostaje nam 2000zł na rozrywki (za te same dwa tysiące w kraju musimy jeszcze przez miesiąc jeść...). I tak wygląda właśnie praktyczne podliczenie arbitrażu miejsca zamieszkania.

piątek, 27 stycznia 2012

Macedonia, część druga

W grudniu i na początku stycznia miałem trochę mniej czasu na pisanie postów, a to dlatego, że znowu odwiedziłem Macedonię. Muszę wam przyznać, że kraj ten jest... hmm... inny niż Polska. Potrafią wydać mnóstwo pieniędzy na pomniki, potrafią zorganizować co chwilę jakieś imprezy, potrafią dobrze się bawić. Ale jednocześnie można żyć albo tanio, albo drogo (jak na warunki lokalne).

Będąc w Skopje poruszaliśmy się głównie taksówkami - koszt to 40 denarów - 3 złote. Za przejechany kilometr wychodziło 25 denarów - czyli 1,8zł (tu już nie tak tanio). W bardzo dobrych restauracjach jedliśmy (w dwie osoby) obiad za 50-60 złotych. Będąc za to w o wiele mniejszej (lecz turystycznej) miejscowości (lecz poza sezonem) płaciliśmy już o wiele taniej. Za przejazd taksówką na odległość 15 kilometrów zapłaciliśmy około 15 złotych. Za przejazd z centrum do mieszkania - około 2km w chłodzie - zapłaciliśmy 3 złote. Za litr domowej rakiji płaciliśmy 200 denarów (15 złotych) a można było kupić i za 140 denarów. Ceny warzyw były dużo wyższe niż w lecie, ale i tak tańsze niż w Polsce. Jednym słowem - idealne miejsce na dłuższy urlop.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Jak przeżyć za 15zł dziennie?

Oglądałem nie dawno program w telewizji pokazujący, jak typowi Brytyjczycy próbują żyć w Tajlandii. Niestety nie pamiętam nazwy programu, a i nadawano go dosyć późno - szkoda więc, że jej nie zapisałem. Krótko mówiąc, osoby te - grupa sześciu osób - musiała wyżyć jak typowy Taj wynajmując domek, żyjąc jak Tajowie i tak też zarabiając. Koszt wynajmu domu wynosił 450THB (niecałe 50zł) a za cały dzień harówki dostali łącznie 900THB (około 95zł). I to wszystko dla sześciu osób! Czyli dniówka wyniosła 150THB, 16zł, szesnaście złotych za cały dzień ciężkiej pracy przy zbiorze ryżu!

Ale nie to jest istotą tego postu. Chodzi mi o drugą stronę - o ceny. Skoro udało im się wynająć domek w tej cenie, i ciężko, bo ciężko, ale wyżyć - to jak to się ma do idei geoarbitrażu? Załóżmy, że nieco lepszy domek (może być i mniejszy) wynajmują 2 osoby  (załóżmy, że jest to para) za 500THB. Załóżmy też, że te dwie osoby chcą sobie pojeść jak paniska i za kolejne 500THB jedzą, piją, kupują środki higieny osobistej i inne rzeczy. Daje to łącznie 30 000THB miesięcznie, czyli około 3200zł miesięcznie, 1600zł na osobę. Dwie osoby, a i 6 osób ledwo bo ledwo, ale dawało radę. Na jednym z blogów o Tajlandii pewien polak pisze, że przeżywa za 20 000 - 25 000THB w Bangkoku, w tym wydaje 9 000 THB na mieszkanie... Czyli za 3500zł spokojnie też da się wyżyć w dwie osoby. Taką kwotę miesięcznie da 700 000zł na lokacie albo wynajem mieszkania w Warszawie. Taką kwotę może dać jedno czy dwa zlecenia które w Polsce wykonuje się o wiele drożej niż w Tajlandii - np. grafika internetowa, pisanie wniosków lub analizy finansowe. W końcu taką kwotę można też i zarobić na blogu, najlepiej anglojęzyczny.