Znalazłem dziś niezwykle ciekawy artykuł na amerykańskiej stronie magazynu Forbes, którego tytuł to: "How Far $100 Goes In Each State And Major Metropolitan Area". Opisane jest tam przeliczenie wartości stu dolarów amerykańskich na towary i usługi, które możemy kupić w poszczególnych Stanach. Jak się okazuje, geoarbitraż jest możliwy wszędzie, nawet w uznawanym za zamożny kraju.
W przypadku "najtańszych" Stanów za 100 dolarów można kupić towary i usługi warte 115,74 $. Blisko 16% więcej! Ale co ciekawe, w przypadku "najdroższych" Stanów za 100 dolarów możemy kupić jedynie towary i usługi warte 84,60 $. A więc ponad 15% mniej. Różnica już na pierwszy rzut oka wydaje się kolosalna - w "najtańszym" ze Stanów za 100 dolarów możemy kupić towary i usługi warte 36,8% więcej, niż w przypadku stanu "najdroższego"! Co ciekawe, najdroższym ze Stanów/Metropolii jest Waszyngton, a najtańszym Missisipi.
Różnica ta jest olbrzymia, a pewnie mogłaby być jeszcze większa gdyby wyznaczyć najtańsze nie Stany, ale na przykład miejscowości. Przeprowadzenie się z Waszyngtonu do Missisipi jest w stanie podnieść standard życia o prawie 37% przy założeniu tych samych zarobków. Oczywiście z tym może być ciężko, jeśli uwzględnimy chociażby to, że Waszyngton jest stolicą i znajduje się tam mnóstwo dobrze opłacanych stanowisk zarówno w firmach prywatnych jak i w administracji państwowej.
Podobnie jest w przypadku naszego kraju, choć dokładnych danych na chwilę obecną nie posiadam. Osoba zarabiająca w Warszawie 4887 zł brutto (średnia dla województwa mazowieckiego w kwietniu 2014 roku) nie ma się czym pochwalić w stolicy. Połowę zarobków przeznaczy na utrzymanie mieszkania, reszta starczy na przeżycie miesiąca w niezły sposób. Jednak ta sama kwota zarobków w najbiedniejszych regionach kraju pozwoli nie tylko na osiągnięcie przewagi w samej kwocie dochodu. Dodatkowo niższe koszty utrzymania oraz niższe ceny powinny sprawić, że możliwości zakupowe jeszcze się poprawią.
Patrząc na to z punktu widzenia "stówy" - za taką kwotę w Warszawie możemy z pewnością kupić mniej piw, pizz czy obiadów w restauracjach niż na przykład w Łomży, Mławie czy Chełmie. I to uwzględniając stołowanie się w reprezentacyjnych lokalach w centrach miast.
Geoarbitraż jest więc idealnie widoczny w ramach każdego kraju, o ile ceny nie są regulowane. Jednak prawdziwie potężną różnicę możemy odczuć przeprowadzając się do biedniejszych państw. Z pewnością nie jeden Amerykanin z Missisipi byłby zachwycony wartością jego stu dolarów chociażby w Mołdawii, gdzie średnia pensja netto to 263 dolary.
Geoarbitraż, czyli jak żyć taniej
Blog opisujący jak zarabiać w Polsce i żyć jak w raju dzięki różnicom kosztów życia.
niedziela, 24 sierpnia 2014
środa, 9 kwietnia 2014
Napiwki - mój głos w sprawie
Przed chwilą trafiłem na niezwykle ciekawy artykuł napisany przez Magdę: "Napiwki [ile i dlaczego tak dużo?]" - i podświadomie od razu poczułem się wywołany do tablicy. Więc jak to jest z tymi napiwkami?
Polska
Źródło: yourfriendlyneighborhoodbarista.files.wordpress.com |
A co gdy nie chcę dać napiwku, bo nie jestem zadowolony z obsługi? Płacę kartą - choć część firm umożliwia pobranie w ten sposób napiwku, to nie zdarzyło mi się nigdy, by kelner w naszym kraju się o niego upomniał.
Czechy
W Czechach, jak pisze Magda, napiwek jest wręcz wymagany. Absolutnie się z tym nie zgadzam! W tym kraju spędzam od 10 lat co najmniej 2 tygodnie w roku i jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się, by ktokolwiek upomniał się o napiwek. A restauracje są wtedy podstawą mojego wyżywienia. Nie miałem takiej sytuacji ani w podrzędnym barze w małej miejscowości, ani w restauracji na poziomie w dużym mieście. A co do samego zostawiania napiwków - zazwyczaj jedzenie mi bardzo smakuje, więc płaconą kwotę zaokrąglam w górę. Ale jeśli zamawiam dwa piwa po 25 koron - raczej nie będę dawał dodatkowej gotówki kelnerowi.
Włochy
Byłem tam raz. Kilka wizyt w restauracjach, więc dużego porównania nie mam. Choć faktycznie podczas pobytu w Wenecji poruszyło mnie to, że w menu była informacja o obowiązkowym wynagrodzeniu kelnera - zazwyczaj więc rezygnowaliśmy z takich restauracji. 2 euro w przypadku wizyty kilku czy kilkunastu osób w restauracji, zwłaszcza jeśli zamawia się jedynie po kawałku pizzy czy kawie, jest faktycznie kwotą sporą. Ale to inna kultura i moja wizyta była w czasach studenckich, kiedy napiwki też dawało się mniejsze.
Macedonia
Tam byłem 2 razy - Magda nie pisze o tym kraju (wspomina za to Japonię oraz Węgry). Ze swojego doświadczenia napiszę, że nigdy nikt nie upomniał się o napiwek, a w dużej mierze to właśnie restauracje mnie żywiły. Jednak tam zazwyczaj napiwek zostawiałem. Dlaczego? Bo po prostu ceny są stosunkowo niskie i nie jest to problemem. Jeśli jesteśmy na wakacjach i płacimy za posiłek dla dwóch osób w restauracji 30 złotych, to nie ma problemu z dorzuceniem kilku dodatkowych. W Macedonii jest to szczególnie proste, bowiem najmniejszy banknot to 10 denarów, czyli jakieś 60-70 groszy. Możemy więc zostawić nawet niewielki napiwek. Co ważne, średnia pensja krajowa netto to w tym kraju mniej więcej tego, co połowa u nas. A jeśli jeszcze założymy, że kelner zarabia połowę średniej krajowej to wyjdzie na to, że jego miesięczne zarobki wyniosą 10 000 denarów. 100 denarów napiwku (6-7 złotych) da mu więc 1% miesięcznych dochodów. To tak, jakby kelner zarabiający w Polsce 1500 złotych netto dostał napiwek na poziomie 15 złotych.
Podsumowując, co kraj to obyczaj. Zazwyczaj lepiej zostawić napiwek podczas podróży zagranicznych, nawet niewielki. Szczególnie do krajów biedniejszych od naszego - takie jest moje założenie. A w Polsce - jak na wstępie.
P.S. Średni napiwek (uwzględniający cały miesiąc i wszystkich klientów) w przypadku dostawcy pizzy to około 3zł (Warszawa, 4-5 lat temu). Najlepszy w najlepszym miesiącu w roku wykonał ponad 1000 dostaw, więc napiwki spokojnie pokryły mu koszty paliwa i napraw auta, a wynagrodzenie z pizzerii było czystym dochodem (4,40 brutto za kurs + stawka godzinowa).
niedziela, 16 marca 2014
PLNCoin, czyli polski Bitcoin
Jak pewnie wiecie, nie jestem gorącym zwolennikiem Bitcoina. W moim przypadku jest on zupełnie nieprzydatny i traktuję go jako narzędzie czystej spekulacji. Chociaż nie przeczę, można było na nim całkiem nieźle zarobić - narodziła się wręcz nowa branża.
Co ważne, coraz popularniejsze stają się nowe kryptowaluty. Jedną z nich jest ta islandzka - połowę wartości wszystkich pieniędzy otrzymają mieszkańcy tego kraju. Cóż - nie dziwi mnie więc to, że również i nasz kraj w końcu stał się kolebką nowej kryptowaluty. Chodzi oczywiście o PLNCoin.
Jej twórcy na początek zdecydowali się na zaoferowanie nam 100 bezpłatnych PLNCoinów oraz 30 PLNCoinów za zaproszenie znajomego. Co ważne, wystarczy jedynie podanie loginu, hasła i adresu mailowego. Czy warto? Zobaczymy. Nie jestem gorącym zwolennikiem, ale gdyby w przyszłości jeden PLNCoin wartbył 10 złotych, szkoda by było nie skorzystać z takiej opcji ;)
Jeśli chcesz wziąć udział w tym eksperymencie, zarejestruj się klikając w poniższy link:
czwartek, 13 lutego 2014
IKZE a umowa zlecenia i o dzieło
IKZE, czyli indywidualne konto zabezpieczenia emerytalnego to jedno z rozwiązań mających zachęcić nas do samodzielnego odkładania (oszczędzania, inwestowania) pieniędzy na emeryturę. Czy jest ono dobre czy złe - czas pokaże, ale jak to zawsze bywa wiele osób z tego rozwiązania korzysta, a wiele je krytykuje.
Zaletą IKZE jest to, że możemy od dochodu już teraz odliczyć do 4% dochodu, który wpłacamy na IKZE. Największym minusem jest to, że nie wiemy jaka stopa oprocentowania będzie obowiązywała te oszczędności w momencie przejścia na emeryturę. Jednak wpłaty na IKZE nie są możliwe zawsze. Skorzystać z odliczenia możemy, jeśli:
- pracujemy na podstawie umowy o pracę
- pracujemy na umowę o dzieło i opłacamy składki emerytalne
- pracujemy na umowę zlecenia i opłacamy składki emerytalne.
Wszystkie osoby osiągające więc dochody z umowy zlecenia i o dzieło, które nie płacą składki emerytalnej z tego rozwiązania skorzystać nie mogą. W praktyce dotyczy to bardzo dużej liczby osób - w tym mnie. Jednak w dalszym ciągu możemy skorzystać z odliczenia, jeśli pracujemy na umowę o pracę.
Jeśli umowa o pracę opiewa na 3000 złotych brutto, to miesięczne odliczenie wynosi 120 złotych, 1440 złotych w skali roku. I właśnie ta kwota obniży nam podstawę opodatkowania o blisko 260 złotych w tym przypadku.
Jednak opłaca się w końcu zakładać IKZE czy nie? W mojej ocenie tak, ale tylko w przypadku agresywnego inwestowania tych pieniędzy. Jeśli mają leżeć na koncie oszczędnościowym - raczej nie będzie to miało sensu. Jeśli trafią do agresywnych funduszy inwestycyjnych czy też do biura maklerskiego - rozwiązanie okazać się może korzystne. I właśnie z tego ostatniego rozwiązania korzystam.
środa, 12 lutego 2014
Prognoza zużycia prądu - ciąg dalszy
Kilka dni temu opisywałem sposób działania firm dostarczających prąd - w tekście pod tytułem "Prognoza zużycia prądu, czyli wyłudzenie zgodne z prawem" pojawiły się moje mocne wątpliwości co do rachunku za prąd.
Przypomnę, że prognoza zużycia dla kawalerki wyniosła około 330-340 złotych za 2 miesiące użytkowania. Po mojej reklamacji złożonej za pośrednictwem infolinii wszystko bardzo mocno się zmieniło. Wystarczyło wyjaśnienie, że mieszkanie jest niewielkie, nie przebywam tam przez cały miesiąc, a prognoza jest totalnie abstrakcyjna i wymagałaby absurdalnie dużej ilości sprzętu AGD/RTV w moim mieszkaniu.
Co się okazało? To w zupełności wystarczyło. Moja deklaracja chęci płacenia 50 złotych podziałała bardzo dobrze, a nawet lepiej - na maila otrzymałem dość szybko korekty faktur, na których widniały kwoty o ponad 85% mniejsze - zamiast 330 złotych mam zapłacić nieco ponad 40 złotych. Oczywiście jeśli prądu zużyję więcej - przyjdzie faktura zmuszająca mnie do dopłacenia różnicy. Jednak póki co nie będę udzielał nieoprocentowanej pożyczki firmie dostarczającej prąd.
Jeśli i Wam przyjdą zbyt wysokie faktury - pamiętajcie, że sprawę można wyjaśnić w sposób łatwy i szybki!
Subskrybuj:
Posty (Atom)