środa, 25 kwietnia 2012

Budapeszt

Po mojej pierwszej wizycie w Macedonii postanowiliśmy podczas powrotu spędzić jedną noc w Budapeszcie. Z jednej strony skłoniła nas do tego późna pora - nie dojechalibyśmy raczej o własnych siłach samochodem do Polski, z drugie - chcieliśmy zobaczyć to miasto. Tak więc dojechaliśmy do Budapesztu bez żadnych planów noclegowych, bez adresów, bez wiedzy gdzie się udać. Postanowiliśmy, że spróbujemy w pierwszym hotelu jaki znajdziemy spytać o cenę i jeśli będzie akceptowalna - skorzystamy. Udało się za pierwszym razem. Pokój trzyosobowy z łazienką i telewizorem kosztował nas jeśli się nie mylę - 43 euro (w sumie). Kwota ani mała, ani duża - biorąc pod uwagę partyzancką metodę poszukiwań noclegu. Na pewno można noclegi znaleźć w niższej cenie, nie mniej wtedy byliśmy zadowoleni.




W hotelu najbardziej pasjonowała mnie węgierska telewizja. Wszystkie seriale były z węgierskim dubbingiem więc było to prześmieszne. "Dr House" po węgiersku. "Kości" po węgiersku. Nawet "Benny Hill" był po węgiersku! Dało się to jednak w miarę oglądać dla samego języka. Kolejnego dnia po spakowaniu się wyruszyliśmy na kilkugodzinne zwiedzanie miasta. Gdy po długiej walce z nawigacją udało nam się w końcu dojechać do centrum i zaparkować na parkingu podziemnym - mogliśmy z całą stanowczością ruszyć i zacząć zwiedzać Budapeszt. Pierwszą ciekawą rzeczą którą zobaczyliśmy był zakład szewski, który nazywa się, za przeproszeniem, tak:




No ale dość już tej zabawy, każdy język ma śmieszne słowa dla innych narodowości. Czas na poważne zwiedzanie. Na początek most Łańcuchowy, zwany też mostem Istvana Szechenyiego który wpadł na pomysł, by  ten most wybudować. Most ten liczy sobie 380m długości i był pierwszym stałym połączeniem Budy z Pesztem. W czasie II Wojny Światowej został wysadzony w powietrze i później odbudowany. Most ten prowadzi do Zamku Królewskiego, który widać w oddali.




O samym Zamku Królewskim myślę, że nie muszę się bardzo rozpisywać. W Internecie jest o nim mnóstwo informacji. Wspomnę tylko w skrócie, że cały kompleks jest gigantyczny i samo zwiedzanie budynków z zewnątrz, bez wchodzenia do muzeów, zajęło bardzo dużo czasu. Niestety nam nie udało się wejść nawet do jednego z nich - goniła nas konieczność powrotu do kraju. Bardzo duże wrażenie robił natomiast budynek Parlamentu. Powstał on na przełomie XIX i XX wieku, zbudowano go z ponad 40 milionów cegieł a jego powierzchnia użytkowa to około 17 000 metrów kwadratowych. Robi wrażenie.




Ciekawy był też pomnik mitycznego ptaka zwanego Turul. Według legendy to ten ptak miał przyprowadzić na obecne tereny madziarów by mogli oni spokojnie żyć. Coś jak nasza legenda o Lechu, Czechu i Rusie.




Jeszcze zostały dwa zdjęcia, które chciałbym przedstawić. Obie panoramy prezentują widok na Dunaj i wschodnią część miasta - Peszt. Na pierwszym ze zdjęć widać fragment budynku Parlamentu, nad tą częścią miasta góruje jednak budynek Bazyliki św. Stefana - to charakterystyczne dwie wieże i kopuła. W Bazylice znajduje się wiele relikwii, między innymi prawa ręka św. Stefana.





Budapeszt dużo mocniej związany jest z Dunajem niż Warszawa z Wisłą. Budynki są wybudowane bardzo blisko koryta rzeki, jest ona jednak bardzo mocno i od wielu lat regulowana.

Sam Budapeszt podczas tych kilku godzin spędzonych na zwiedzaniu nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia. Prawdopodobnie było to spowodowane szeregiem miejsc zwiedzonych w Macedonii i Albanii, miasto w Unii Europejskiej już nie robiło u mnie takiego wrażenia. Nie mniej jednak w planach mam powrót do Budapesztu na kilka dni by zwiedzić go dokładniej. Nie jest to jednak miasto do zwiedzenia w mojej pierwszej dziesiątce. Kilka innych czeka i domaga się odwiedzenia bardziej intensywnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz